poniedziałek, 23 grudnia 2013

XIV POWRÓT DO DOMU

                                       XIV POWRÓT DO DOMU

Tego dnia wstałam późno. Nawet pianie koguta nie zmusiło mnie do podniesienia się z łóżka. Czułam się wciąż zmęczona i głodna. Założyłam mój żółty szlafrok i zeszłam na dół. Tata siedział na kanapie i pił whisky.
-Dobrze, że Cię widzę. Chciałam powiedzieć, że dzisiaj wieczorem wyjeżdżam. Wracam do Mystic Falls. Już prawie koniec wakacji. Nie chciałabym opuścić balu.
-Dobrze, nie ma problemu. Mam nadzieję, że wypoczęłaś.
-Oczywiście, że tak. Było świetnie, bardzo mi się tu podoba. Teraz przepraszam idę coś zjeść. Umieram z głodu.
Szurając nogami poszłam do lodówki. Byłam tak bardzo głodna, że od razu wzięłam dwie butelki. Otworzyłam jedną, przechyliłam i poczułam jak krew przepływa przez mój przełyk.
Uwielbiałam to uczucie. To samo zrobiłam z kolejną butelką. Skończywszy śniadanie, udałam się do pokoju po czyste ubranie. Wzięłam szybki prysznic i założyłam pomarańczową sukienkę, włosy związałam gumką na czubku głowy.
Postanowiłam pójść i pożegnać się z pracownikami, Emmą i Nate'm.
Zaczęłam od Emmy. Mimo,że nie zaczęłyśmy dobrze naszej znajomości polubiłam ją. Postanowiłam, że zrobię jej prezent.
Gdy byłam u Nate'a, cieszyłam się że chłopak nic nie pamięta z wczorajszego dnia. Znów był tym samym, miłym chłopakiem jakiego poznałam.
-Szkoda, że już wyjeżdżasz. Będę tęsknił.-Chłopak objął mnie, po czym pocałował w policzek.
-Też będę tęskniła. Ale zastąpi mnie ktoś inny.-Powiedziałam, uśmiechając się.
-Ktoś inny?
-Będziesz się spotykał z Emmą. Przecież bardzo ją lubisz. Może z czasem okaże się, że to ta jedyna. Albo uznacie, że będziecie tylko przyjaciółmi. Będziesz dla niej dobry i nigdy jej nie skrzywdzisz.-Zahipnotyzowałam go.
Nie mogłam pozwolić aby mnie kochał. Nigdy nie bylibyśmy razem. Nie chciałam aby cierpiał. A Emma tak bardzo go kocha. Może akurat coś z tego będzie.
Na ranczo pracownicy bardzo ciepło mnie pożegnali. Nie spodziewałam się tego, było mi ciężko ich opuszczać. Bardzo się do nich przywiązałam. Na końcu poszłam pożegnać się z Euforią, to było najtrudniejsze. Pokochałam tę klacz i jak sądzę z wzajemnością.
-Czy mogę się zabrać z panią, panno Forbes?
Szybko otarłam ręką ściekającą łzę z policzka.
-Ty też wracasz do miasta?
-Tak, co będę tu robił, kiedy Ty wyjeżdżasz?-Pierwotny uśmiechną się szeroko.
-W takim razie, widzimy się za godzinkę. Spakuj swoje rzeczy. Ja idę po moje.
-Jestem już gotowy.-Powiedział,pokazując na małą czarną torbę stojącą obok.
-Więc musisz poczekać na mnie. To może trochę potrwać.
Poszłam do pokoju i zaczęłam upychać rzeczy do walizki. Po około 30 minutach była już gotowa. Zostało mi jeszcze pożegnać się z tatą i mogła ruszać w drogę.
-Już spakowana?- Tata stanął w drzwiach pokoju.
-Tak,chyba wszystko wzięłam. Będę tęskniła za Tobą. Mogłabym tu jeszcze przyjechać?
- Oczywiście, kiedy tylko zechcesz. Ten pokój będzie czekał na Ciebie.
Tata przytulił mnie i pocałował w czoło. Poczułam się jak mała dziewczynka. Tata zawsze tak robił, kiedy wychodził rano do pracy.
-Nie lubię pożegnań. A Klaus też wyjeżdża?
-Tak, nie będzie Ci już przeszkadzał.
-Wcale nie przeszkadzał, dobry z niego pracownik.
-Nie chwal go tak. Na pewno podsłuchuje nas i teraz obrasta w piórka.
Oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem.
Klaus czekał na mnie przy samochodzie. Jak przystało na dżentelmena, wziął moją walizkę i zapakował do bagażnika.
-Ja prowadzę.-Powiedział, uśmiechając się i wyciągnął rękę po kluczyki.
-Nie ma mowy to moje auto.
Po dłuższej sprzeczce, która według mnie nie miałam sensu, poddałam się i dałam klucze pierwotnemu.
-Do widzenia Panu.-Klaus podszedł i podał rękę ojcu.
Ku mojemu zdziwieniu tata wyciągnął dłoń.
Pierwotny odpalił silnik i ruszyliśmy w drogę. Jechaliśmy w kompletnej ciszy, co zaczynało mnie irytować. Nawet radio zaczęło mnie dobijać.
-Jak położyłeś kwiaty na moim łóżku?
-Nie było łatwo.-Zaśmiał się.
-A ta róża? To też Twoja sprawka?
-Tak. I ten żółty kwiat na masce samochodu też, jeżeli chcesz o to spytać.
-A ten mężczyzna w lesie?
-Kto? Przykro mi ale nie wiem o czym mówisz. To na pewno nie byłem ja.
W tym momencie zatkało mnie. Nie odezwałam się już ani słowem. Po godzinie byliśmy już pod moim domem. Klaus pomógł mi wyciągnąć walizkę, po czym odprowadził mnie pod drzwi.
-Czas na mnie.-Powiedział i zniknął.
Weszłam do domu, zostawiłam walizkę w salonie i udałam się do łazienki. Postanowiłam, że odwiedzę mamę w biurze. Odświeżyłam się, przebrałam i poprawiłam makijaż. Po 30 minutach wyszłam z domu.
Szłam pieszo, rozglądając się i szukając zmian w miasteczku. Jednak tu nic nie uległo zmianom.
Szkoda, bo myślałam, że gdy wrócę coś innego i nowego będzie na mnie czekało.
Weszłam do budynki i od razu skierowałam się do biura mamy.
-Córeczko, już wróciłaś!? Tak się cieszę.-Mama podeszła i mocno mnie uściskała.-Właśnie skończyłam pracę. Możemy iść do domu. Posiedzimy, opowiesz mi jak było.
W domu usiadłyśmy na kanapie z butelką wina. Opowiedziałam o wszystkim. No może prawie, przemilczałam kilka rzeczy, aby mama się nie denerwowała. Czas mijał cudownie, dawno tyle nie rozmawiałyśmy. Praktycznie od kiedy dowiedziała się, że jestem wampirem to w ogóle.
-Przepraszam córeczko.-Mama ziewnęła.-Pójdę się położyć, jestem wykończona.
-Dobrze, ja zostanę tu jeszcze.-Uśmiechnęłam się pokazując ręką butelkę.
-W takim razie dobranoc.
Piłam rozmyślałam, rozmyślałam i piłam. Tego wieczoru zasnęłam na kanapie.


***********************************************************************************

Na samym początku chciałam życzyć Wam Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego 2014 Roku!!!
Bogatego Mikołaja i spełnienia wszystkich marzeń!!
Chciałabym Was również przeprosić za to, że tak długo nie dodawałam nic nowego.
Dziękuję Wam bardzo za wszystkie nominacje, jest mi niezmiernie miło z tego powodu. Jednak ja nie biorę udziału w tego typu rzeczach. Za co bardzo Was przepraszam. Mam nadzieję, że nie gniewacie się na mnie.
Ściskam cieplutko! :*
PS. Dziękuję za wszystkie komentarze. Dla Was to chwilka, a dla mnie to mnóstwo motywacji do dalszej pracy.

piątek, 29 listopada 2013

XIII DLACZEGO ZAWSZE JA?

                             XIII  DLACZEGO ZAWSZE JA?

Obudziło mnie słońce, które dzisiaj świeciło mocniej niż zwykle. Właśnie przeciągałam się na łóżku, gdy usłyszałam lekkie stukanie w szybę. Podeszłam sprawdzić co się dzieje. Na dole stał Nate i rzucał kamykami w moje okno.
- Caroline, spotkajmy się w starej stodole za 30 min.- Powiedział, po czym odjechał na swoim motorze.
Szybko pobiegłam do łazienki, aby rozpocząć poranną toaletę. Założyłam zielone spodenki, białą koszulkę, przeczesałam włosy i wyszłam na spotkanie.
Postanowiłam, że pójdę pieszo. W taką pogodę, aż chciało się chodzić na spacery. Gdy tylko minęłam wszystkie domy, użyłam wampirzej prędkości aby poczuć wiatr we włosach. Po chwili stałam już na łące, przed starym sypiącym się budynkiem.
- Nate, już jestem!- Krzyknęłam, jednak nikt mi nie odpowiedział.
Postanowiłam wejść do środka i zaczekać na niego. W stodole nie było zbyt przyjemnie. Resztki siana, stare zardzewiałe łańcuchy i myszy. Nic romantycznego. W dodatku z każdym podmuchem wiatru, ściany kiwały się na boki przeraźliwie skrzypiąc. To wszystko przypominało scenę z horroru.
Nagle poczułam silne ukłucie i ból w plecach. Bezwładna padłam na ziemię. To była werbena i to w bardzo dużej ilości. Po chwili ktoś wlókł mnie po ziemi i unieruchamiał za pomocą łańcucha. Przerażona uniosłam głowę i zobaczyłam Nate'a.
- Co robisz?- Spytałam. Byłam zdezorientowana, nie wiedziałam co się dzieje.- Zwariowałeś, to nie jest śmieszne!! Chcesz mnie zabić?!
- Wszystko w swoim czasie. Najpierw musisz mi coś powiedzieć.
Byłam przerażona, nie mogłam się ruszać i wszystko mnie bolało. Nate wyjął nóż z kieszeni, wbił go w mój brzuch i przekręcił. Poczułam straszny ból, zaczęłam krzyczeć i błagać aby tego nie robił. Byłam zbyt słaba aby zrobić cokolwiek. Wtedy chłopak wyciągnął nóż, po czym wbił ponownie z jeszcze większą siłą. Powtórzył to jeszcze kilka razy. Moja biała koszulka zmieniła kolor na czerwony. Krew była wszędzie, ciekła po moich nogach aż na ziemię. Łzy płynęły mi po policzkach, niczym strumień. Ból, który mi towarzyszył był nie do opisania.
- Czego chcesz?!!- Krzyknęłam ze łzami w oczach.
- Katherina, chce się dowiedzieć gdzie jest księga.
- Katherina?
Uniosłam głowę i spojrzałam na Nate'a. Wiedziałam już dlaczego tak szybko wyzdrowiał i dlaczego się tak zachowuje. Był pod wpływem hipnozy. Nie patrzył mi w oczy, więc nie mogłam go zahipnotyzować ponownie.
- Kiedy ja nie mam tej księgi. Wypuść mnie proszę, to bardzo boli. Nie jesteś sobą, pomogę Ci.
- Przykro mi, ale nie mogę. Powiedz mi gdzie jest księga, a skrócę Twoje cierpienie.
Twarz chłopaka była bez wyrazu, bez żadnych skrupułów był gotów mnie zabić. W jego oczach nie było widać nic prócz złości. Po moim dawnym adoratorze nie było widać 'śladu'.
- Nic Ci nie powiem!
- W takim razie, pobawimy się jeszcze trochę.- Chłopak zaśmiał się szyderczo.
Dostałam kolejny zastrzyk z werbeny i osłabłam jeszcze bardziej. Zobaczyłam tylko jak Nate chwyta nóż, po czym znowu poczułam ten silny ból. Krew lała się coraz bardziej, a ja nie mogłam nic zrobić. Mogłam jedynie czekać na to co się jeszcze wydarzy.
- Księga jest w Mystic Falls. Mają ją Damon i Stefan.- Powiedziałam ostatkiem sił.
- Widzisz. Można było tak od razu.
- Czy teraz już mnie wypuścisz?- Spojrzałam na chłopaka, błagającym wzrokiem.
- Przykro mi, nie mogę. Muszę Cię zabić.
Usłyszawszy te słowa próbowałam się uwolnić. Szarpałam łańcuchy jednak byłam zbyt słaba. Nie chciałam tak zginąć, jednak nic nie mogła zrobić. Pozostało mi tylko pogodzić się ze śmiercią.
Nate wyją drewniany kołek i zbliżył się do mnie. Nie mogłam i nie chciałam na to patrzeć. Zamknęłam oczy i modliłam się aby dobrze trafił. Chciałam, żeby to się szybko skończyło. Wtedy usłyszałam głośny huk. Podniosłam głowę i zobaczyłam Klausa. Był wściekły jak nigdy. Złapał chłopaka i już miał wgryźć się w jego szyję gdy...
- Nie, on jest pod wpływem Katheriny!- Krzyknęłam i straciłam przytomność.
Gdy się ocknęłam, było już ciemno. Moja głowa leżała na nogach Klausa, a on karmił mnie swoją krwią. Obok tliło się ognisko. Scena niczym z filmu, nie licząc tego jak beznadziejnie się czułam i wyglądałam.
- Pij Caroline.-Szepną.
Nie miałam siły się kłócić. Chwyciłam jego rękę i wbiłam zęby w nadgarstek. Piłam, aż poczułam się lepiej. Cieszyłam się, że żyję i nie przeszkadzało mi towarzystwo pierwotnego. Wręcz przeciwnie, zawdzięczałam mu życie, gdyby nie on byłoby już po mnie. Po raz kolejny uratował mnie z opresji, niczym rycerz lub prywatny niezawodny ochroniarz.
- Dziękuję.- Powiedziałam podnosząc się i siadając.
- Jak się czujesz?- Zapytał, wyraźnie zmartwiony.
- Już w porządku, uratowałeś mi życie. Dziękuję Ci. A gdzie jest Nate?
- To ja Ci ratuje tyłek, a Ty się pytasz o tego chłoptasia?- Zaśmiał się. - Zahipnotyzowałem go i wysłałem do domu. Nie zrobiłem nic złego, tak jak chciałaś. Chociaż miałem ochotę skręcić mu kark. Ten dzieciak bardzo mnie wkurzył, nawet jeśli nie wiedział co robił.
Uśmiechnęłam się w podziękowaniu, nie miałam siły dyskutować.
- Jak mnie w ogóle znalazłeś?
- Martwiłem się. Nigdzie Cię nie było. Wtedy jeden z pracowników powiedział, że widział jak szłaś w stronę stodoły. Robiło się późno, postanowiłem to sprawdzić. Przyciągasz kłopoty jak mało kto.
- Tak, właśnie zauważyłam.- Zaśmiałam się.
- Czego on właściwie chciał?
- To nie on. To Katherina, chciała wiedzieć gdzie jest księga.
- Księga?
- Tak, ta co ją chcesz odzyskać. Stefan i Damon zabrali ją Katherinie. Chcieliśmy dać ją Tobie, żebyś dał nam spokój.
Klaus nic nie mówił, tylko przyglądał mi się uważnie. Po chwili zorientowałam się, że nie mam na sobie koszulki. Siedziałam w samym staniku. Szybko zakryłam się rękoma lekko rumieniąc się. Wampir uśmiechną się tylko, po czym zdjął swoją koszulkę i podał mi.
- Dzięki. Możemy już wracać do domu?
- Oczywiście, jeśli chcesz.
Wstałam i poczułam, że kręci mi się w głowie. Ledwo utrzymałam się na nogach. Klaus natychmiast znalazł się obok, wziął mnie na ręce i w wampirzym tempie zaniósł do domu. Postawił mnie dopiero gdy byliśmy pod drzwiami.
- Mogę Cię prosić, abyś nic nie mówił tacie? Nie chcę aby się martwił. A koszulkę oddam Ci gdy tylko ją wypiorę. Dobranoc.
- Więc jest jeszcze szansa, że spotkamy się jeszcze. Dobranoc Caroline.- Klaus uśmiechną się i odszedł.
Ten dzień był dla mnie koszmarny. Miałam tu odpoczywać, a tym czasem znowu chciano mnie zabić. Postanowiłam, że najwyższy czas wracać do domu. Do Mystic Falls, do moich przyjaciół. Po cichu, nie budząc taty weszłam do domu. Szybko udałam się do łazienki. Nalałam całą wannę gorącej wody, po czym weszłam do środka. Ciepła woda zadziałała kojąco na moje poranione ciało. Po chwili poczułam się senna, moje powieki opadały samoczynnie. Wyszłam więc z wody, osuszyłam ręcznikiem, założyłam czystą koszulkę i poszłam do pokoju. Stanęłam przy oknie, światło w stajni właśnie zgasło. Klaus pewnie już śpi. Pomyślałam, zamknęłam okno i poszłam się położyć. Na łóżku czekała na mnie niespodzianka. Ogromny bukiet, pięknych polnych kwiatów leżał na mojej poduszce. Podniosłam go i zauważyłam karteczkę, a na niej napis: Dla najpiękniejszej kobiety, Klaus. Na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Zastanawiało mnie tylko jedno, jak on to zrobił? Doszłam jednak do wniosku, że dzisiaj jestem zbyt zmęczona aby się nad tym zastanawiać. Włożyłam bukiet do wazonu z wodą i odstawiłam na szafkę. Po czym udałam się do łóżka i zasnęłam.

piątek, 1 listopada 2013

XII KTO BY SIĘ TEGO SPODZIEWAŁ

                                    XII KTO BY SIĘ TEGO SPODZIEWAŁ

Słońce wdzierało się już do pokoju, a ja byłam jeszcze w łóżku kiedy poczułam delikatny pocałunek na moim policzku. Jednak wciąż udawałam, że śpię. Wtedy poczułam kolejny i jeszcze jeden ciepły i delikatny całus na szyi. Ktoś bardzo chciał mnie obudzić, nie przeszkadzało mi to. Wiedziałam, że jak otworzę oczy on będzie leżał przy mnie. Postanowiłam jednak nie robić tego, położyłam głowę na klatce piersiowej mężczyzny, wdychając jego zapach. Jego oddech był miarowy, a klatka powoli unosiła się i opadała, co powodowało iż chciało mi się bardziej spać. Czułam się szczęśliwa i bezpieczna w jego ramionach.
- Kol, jeszcze chwilka. Obiecuję, że zaraz wstanę. - Uśmiechnęłam się.
- Dobrze w takim razie czekam na Ciebie pod prysznicem.
Tak to właśnie za jego wyrozumiałość kochałam go tak bardzo. No może jeszcze za to, że nigdy mnie nie poganiał i nie wymuszał na mnie decyzji. Nie marudził na zakupach i zawsze mnie wspierał.
Po chwili usłyszałam głośny huk, potem krzyki i bijące się szkło. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki. Otworzyłam drzwi i stanęłam przerażona. Mój kochany był przebity kołkiem. Kołek przeszył jego brzuch na wylot. Wiedziałam, że to go nie zabije jednak widok był okropny. Nie wiedziałam co mam robić, próbowałam ocucić Kola. Byłam roztrzęsiona i przerażona, mój ukochany leżał w kałuży krwi a ja nic nie mogłam zrobić. Usłyszałam trzask szkła, odwróciłam się i zobaczyłam Klausa. Był wściekły, jego dłonie były zakrwawione. Mówił coś, jednak byłam tak przestraszona, że nic do mnie nie docierało. Klaus schylił się i wziął kawałek drewna z podłogi. Krzyczał, że zasługuję na śmierć, i że nie powinnam wiązać się z jego młodszym bratem. Co sił w nogach zaczęłam uciekać, biegłam i biegłam co chwila patrząc czy on wciąż jest za mną.

Obudziłam się przerażona, zdyszana i zalana potem. Szybko usiadłam na łóżku łapczywie łapiąc powietrze. Odgarniając spocone włosy z oczu, rozejrzałam się dookoła i uspokoiłam. Na szczęście to był tylko sen, a ja wciąż byłam w swoim pokoju. Spojrzałam na zegar, było już po 9. Dziwne jak to możliwe, że nie słyszałam koguta. Po porannej toalecie i ubraniu się w czarne rurki i żółty top, zeszłam na śniadanie. Postanowiłam, że zanim pojadę do szpitala, sprawdzę czy u Euforii wszystko w porządku. Na podwórku wszystko było bez zmian. Ludzie pracowali jak zawsze, w stajni też wszystko było po staremu. Tylko dlaczego miałam to dziwne przeczucie, że stanie się coś złego. Może to związane z moim koszmarem. Gdy szłam w stronę wyjścia, poczułam powiew wiatru za plecami. Uśmiechnęłam się, dobrze wiedziałam kto za mną stoi.
- Dzień dobry Caroline. -Usłyszałam głos Klausa.
- Dla kogo dobry, temu dobry.- Burknęłam pod nosem.
- Och, po co od razu ten sarkazm? Czyżbyś nie wyspała się?
- Wybacz ale muszę iść, mam coś do zrobienia. Nie mam zamiaru tracić czasu na pogawędki z Tobą.
Gdy wsiadłam do samochodu, zaczęłam zastanawiać się dlaczego przestałam bać się Klausa. Najgroźniejszy wampir świata, przyjechał na małą wioskę i w dodatku jest miły. Ciekawe jak długo to będzie trwało. Odpaliłam silnik i ruszyłam w stronę szpitala. Dzisiaj nie musiałam hipnotyzować kobiety w recepcji. Od razu ruszyłam do sali Nate'a. Ku mojemu zdziwieniu, chłopak był w dużo lepszym stanie. Podeszłam aby się przywitać.
- Cześć Caroline. Cieszę się, że mnie odwiedziłaś.- Chłopak przywitał mnie szerokim, ciepłym uśmiechem.
- Widzę, że dzisiaj wyglądasz dużo lepiej. Jak to możliwe?
- Sam nie wiem. Lekarze mówią, że rany goją się jak na psie.
Nate jeszcze wczoraj miał gips na nodze i kilka szwów. A dzisiaj po ranach nie ma śladu. Zupełnie jak by ktoś podał mu krew wampira. Czyżby Klausa ruszyło sumienie? Nie to nie w jego stylu. Za tym musi kryć się coś innego.
- Jutro lekarze wypisują mnie do domu. Czyż to nie cudownie? Znowu będziemy mogli jeździć konno.
- Tak, to świetnie. W takim razie widzimy się jutro.- Podeszłam bliżej aby się pożegnać. Wtedy chłopak podniósł się i pocałował mnie.
Droga do domu dłużyła mi się jak nigdy. Jechałam powoli patrząc jak ludzie pracują na polach. Dzieci, które właśnie wyszły ze szkoły maszerowały z ciężkimi plecakami wesoło podśpiewując. Dziwne, przecież są wakacje. No chyba, że tu panują inne zasady niż u nas w mieście.
Gdy dotarłam do domu, Klaus staną mi na drodze. Przyglądał mi się bardzo uważnie.
- Byłaś u niego?- Zapytał, a jego oczy posmutniały.
- Tak byłam, lubię go.
- A czy mnie też lubisz?
- A gdzie jest haczyk? To bardzo dziwne usłyszeć takie pytanie z Twoich ust.- Ominęłam go i weszłam do domu.- Może!- Krzyknęłam.
Gdy weszłam do domu, ukradkiem spojrzałam na Klausa. Ciągle stał bez ruchu z szerokim uśmiechem na twarzy.
Ruszyłam w stronę spiżarni. Wyciągnęłam butelkę z krwią, po dłuższym namyśle wzięłam jeszcze jedną i wyszłam z domu. Upewniwszy się, że nikt mnie nie widzi poszłam do stajni.
Nik dzielnie walczył z sianem. Wyglądał prze zabawnie, a jednocześnie bardzo męsko. Z każdym ruchem, było widać jak jego mięśnie napinają się. To dopiero widoki. Pomyślałam.
- Przerwa, czas na przekąskę!- Powiedziałam, machając butelką pełną krwi.
Wskoczyliśmy na siano i odkręciliśmy butelki, przechylając je.
- Co to jest?- Zapytał Klaus, upijając łyk.
- Krew zwierzęca, a co myślałeś?- Wybuchłam śmiechem, gdy zobaczyłam jego minę.- Jutro wraca Nate. Chciałabym żeby nic mu się nie stało. Wiesz co mam na myśli?
- Znowu on.- Warkną.
- O co Ci chodzi? Możesz powiedzieć?
- A gdybym powiedział, że nie lubię jak kręcą się koło Ciebie mężczyźni?- Klaus uśmiechną się szelmowsko.
- To bym nie uwierzyła i pomyślała, że jesteś zazdrosny lub nienormalny.
Długo rozmawialiśmy, można powiedzieć, że o wszystkim i o niczym. Czas minął bardzo szybko szybko i przyjemnie. Słońce dawno zniknęło za drzewami, a z nieba zaczęły spadać krople deszczu.
- Wybacz, ale jestem trochę zmęczona. Pójdę się położyć.
- Jasne.
Klaus odprowadził mnie pod drzwi. Po czym podszedł bliżej i delikatnie pocałował w policzek. W mojej głowie, aż zaszumiało z wrażenia. Starałam się, aby Klaus nie zauważył jak moje ciało reaguje na niego. Jednak nie jestem pewna czy mi się udało.
- Dobrych snów.- Powiedział i odszedł.
Leżąc w łóżku, myślałam o tym co wydarzyło się przed chwilą. Wciąż czułam ciepły oddech pierwotnego na moim policzku. To było przyjemne uczucie. Klaus zachował się bardzo kulturalnie. Nie rzucił się na mnie, tylko delikatnie musną mój policzek. To rzadko spotykane u mężczyzn, zazwyczaj od razu dążą do celu. Ale nie on. Pogrążona w myślach zasnęłam.

**********************************************************************************
Dziękuję za każdy Wasz komentarz. Są dla mnie ogromną motywacją do dalszej pracy :)
Pozdrawiam!!







sobota, 26 października 2013

XI MIŁO SPĘDZONY CZAS

                           XI MIŁO SPĘDZONY CZAS

Założyłam swój kapelusz, szarą bluzę i wyszłam z domu. Euforia stała już osiodłana i skubała trawę przy bramie. Na niebie nie było żadnej chmurki, zza horyzontu powoli wyłaniał się księżyc. Wiał lekki i przyjemny wiatr. Wsiadłam na grzbiet klaczy i odjechałam najszybciej jak potrafiłam. Zwolniłam dopiero gdy odjechałam wystarczająco daleko od wioski. Gdy odwróciłam się zobaczyłam, że jedzie za mną tylko Klaus.
Na koniu wyglądał cudownie. Jechał wyprostowany, pełen gracji, nie przechylał się na boki. Nie to co ja, do takiej perfekcji jeszcze mi brakowało.
- Jak na początkującą to świetnie Ci idzie.-Klaus zaśmiał się. Po czym podjechał bliżej.
- Wiem.- Burknęłam, nie zwracając na niego uwagi.- A gdzie jest Emma?
- Poprosiłem żeby pojechała do domu.- Usta pierwotnego wygięły się w delikatnym uśmiechu.
- Poprosiłeś, czy zmusiłeś?! Ty nigdy nie prosisz, robisz z ludźmi to na co akurat masz ochotę.
- No dobra, trochę pomogłem w podjęciu decyzji. Nie musisz się tak denerwować, nic złego jej nie zrobiłem. Przecież obiecałem,że będę grzeczny.
- Klaus. Czy mogę Cię o coś zapytać? Tylko odpowiedz szczerze. Po co właściwie tu przyjechałeś?
- Nie było Cię w Mystic Falls tak długo, postanowiłem sprawdzić co u Ciebie. Wyjechałaś bez pożegnania. Martwiłem się, że po incydencie z Tylerem możesz zrobić jakąś głupotę. A poza tym, dzień bez Ciebie jest dniem stracony.- Usta Klausa wygięły się w uśmiechu.
- Tak jasne. Bujać to my, ale nie nas.- Powiedziałam uśmiechając się lekko. Co prawda podobało mi się to co powiedział, martwił się i tęsknił. A to rzadko spotykane u mężczyzn. No może wyjątkiem jest Damon, który lata za Eleną z językiem na brodzie.- Ścigamy się do tego drzewa na wzgórzu?
Nie czekając na odpowiedź ruszyłam, zostawiając Klausa w tyle. Wiedziałam, że gdyby tylko chciał już dawno by mnie wyprzedził. Jednak cały czas czułam, że jedzie tuż za mną i obserwuje.
Przejechaliśmy przez las, potem w dół w stronę jeziora. Minęliśmy polanę pełną kwiatów i starą stodołę, przy której rosło mnóstwo słoneczników. Ostatni odcinek, to tylko wjazd pod górę. Oczywiście jako pierwsza dotarłam na szczyt, zatrzymałam się pod starym ogromnym dębem. Jego liście były bardzo duże i niesamowicie zielone.
- Pierwsza!- Krzyknęłam, zeskakując z konia.-Dlaczego się tak wlokłeś? To miał być wyścig, a nie powolna przejażdżka, strasznie się wlokłeś.
- Tak wiem, trochę się zagapiłem przy starcie. Poza tym jadąc za Tobą mogłem na Cie..... mogłem podziwiać widoki.
Domyśliłam się co tak naprawdę chciał powiedzieć. Poczułam jak moje policzki robią się czerwone. Sądziłam, że etap czerwienienia się miałam za sobą. Jednak widać myliłam się. Myślałam, że wampirów to nie dotyczy. Tymczasem moje policzki, aż płonęły.
- A gdzie się zatrzymałeś, chyba nie zamierzasz spać w lesie?- Postanowiłam zmienić temat zanim zrobi się nie przyjemnie.
- Liczyłem, że pozwolisz mi zamieszkać u siebie. Wiesz, spanie w lesie nie jest przyjemne.
- Nie ma mowy, do domu nie zostaniesz zaproszony. Ale możesz spać w stajni jeśli Cię to zadowoli. Tylko jest jeden warunek. Nikomu nie może stać się krzywda. Rozumiesz?
- Dziękuję, spanie w stajni to nie jest coś do czego przywykłem, ale leprze to niż las. Poza tym będę bliżej Ciebie. I obiecuje, że nikomu nic nie zrobię, a przynajmniej postaram się.
- A powiesz mi dlaczego nie zabiłeś nas u siebie w domu? Miałeś motyw i okazję się nas pozbyć raz na zawsze.
- Uwierz mi, miałem taki zamiar. Jednak Stefan jest moim starym znajomym i kiedyś dobrze się bawiliśmy razem. A poza tym jak bym mógł zabić kogoś tak bezbronnego jak Ty Caroline.
Siedzieliśmy w kompletnej ciszy. Żadne z nas nie odzywało się ani słowem. Słychać było tylko nasze oddechy. Ja podziwiałam zachodzące słońce, słuchałam śpiewu ptaków, oraz dźwięków jakie wydobywały się z lasu. Nie miałam ochoty na rozmowę z Klausem. Jednak cały czas czułam jego wzrok na sobie. Było to dość denerwujące, a zrazem miłe. Nie sądziłam, że najgroźniejszy wampir jest na tyle miły, aby dało się z nim wytrzymać dłużej niż 5 minut. Na niebie pojawiały się już gwiazdy, wiatr wiał coraz silniej. Mimo, iż miałam na sobie bluzę chłód zaczął mi dokuczać. Wtedy ogarną mnie miły, ciepły dotyk czyjegoś ciała. To Klaus przysuną się i objął delikatnie, poczułam jego cudowny zapach. Odwróciłam głowę, uśmiechając się szeroko, nic nie mówiąc oparłam głowę na jego ramieniu. Cudowną ciszę przerwał mój telefon.
Szybko odebrałam i usłyszałam zdenerwowany głos taty.
- Caroline, gdzie jesteś?!
- Jestem na koniach z Klausem. Coś się stało?
- Nie nic. Martwiłem się, zniknęłaś nie mówiąc nic nikomu. Robię kolację, o której wrócisz?
- Już będę się zbierać. Pa.
Nie musiałam się odwracać, a wiedziałam że Klaus śmieje się. Zawsze to robił.
- Czego się tak szczerzysz?!
- Dziwię się, że Ty i Twój tata żyjecie w tak dobrych relacjach. Myślałem, że po ostatnich zdarzeniach wasze stosunki trochę oschły. W końcu jak by nie patrząc chciał Cię zabić.
- Ludzie się zmieniają, ale co Ty możesz o tym wiedzieć. Dla Ciebie nic i nikt się nie liczy! Wracam do domu.
Wsiadłam na konia i ruszyłam w stronę domu. Nie obchodziło mnie czy Klaus jedzie za mną, chciałam być już w domu. Na moje szczęście, droga powrotna minęła bardzo szybko. Odprowadziłam Euforię do boksu, dałam wody i jedzenia. Pożegnałam się, a ona jak zawsze głośno zarżała.
- Widzę, że Ty i Twoja klacz jesteście bardzo przywiązane do siebie. To takie urocze.
- Tak, jest dla mnie bardzo ważna. Dlatego jeżeli stanie jej się coś złego, pożałujesz że w ogóle się poznaliśmy.
Nie zwracając uwagi na Klausa ruszyłam w kierunku wyjścia. Miała już dość jego towarzystwa na dziś. Niewątpliwie potrafi być miły i czarujący, jednak nie bardzo bawiło mnie jego poczucie humoru. Nie wiedziałam kiedy żartuje, a kiedy mówi prawdę.
- Dobranoc Caroline, do zobaczenia jutro!
- Oby nie.- Szepnęłam. Wiedziałam, że Klaus i tak to usłyszy.
Tata czekał na mnie przy stole. Nic nie mówiąc zabraliśmy się za jedzenie. Słychać było tylko uderzenia sztućców o talerze i głośne siorbanie.
Po skończonej kolacji, sprzątnęłam ze stołu i poszłam do salonu. Usiadłam wygodnie na dywanie koło kominka. Poczułam przyjemne ciepło na ciele, przypomniało mi to o pierwszych dniach życia jako wampir. To właśnie wtedy, przy kominku u Salvatorów Stefan tłumaczył mi, jak będzie wyglądało moje dalsze życie.
Tata podał mi szklankę z burbonem, po czym usiadł na kanapie. Oboje uwielbialiśmy siedzieć w ciszy, dlatego żadne z nas nie wypowiedziało ani słowa. Byliśmy pochłonięci rozmyślaniem. Gdy wypiłam cała zawartość szklanki, poczułam jak ogarnia mnie zmęczenie. Poszłam więc na górę, kierując się w stronę łazienki. Szybki prysznic i spanie, to było to, czego mi potrzeba. Założyłam moją starą zieloną koszulkę, która od pewnego czasu zastępowała moją piżamę. Przez chwilę leżałam i rozmyślałam o dzisiejszych wydarzeniach, oraz o czasie spędzonym z Klausem. Muszę przyznać, że było bardzo miło. Przez chwile pomyślałam nawet, że mogłabym być z Klausem. Jednak szybko odgoniłam te myśli, pukając się w głowę i karcąc w myślach. Sama myśl o tym była grzechem, nie mówiąc jaką by to wywołało burzę w śród moich przyjaciół gdyby do tego doszło. Nie wiem nawet kiedy odpłynęłam we śnie.

sobota, 19 października 2013

X CO ZA NIEMIŁA NIESPODZIANKA

                                                X CO ZA NIEMIŁA NIESPODZIANKA

Gdy wróciłam na ranczo, tata czekał na mnie przed domem. Chodził to w jedną,to w drugą stronę. Od drzewa, do drzewa.
- Tato,czy coś się stało?- Zapytałam widząc jaką ścieżkę utworzył od tego maszerowania.
- Nie. Zatrudniłem nowego pomocnika, będzie zastępował Net'a dopóki do nas nie wróci. Ma na imię Nik. Jest w stajni, możesz iść i poznać go.
Coś mi tu nie pasowało. Tata był wyraźnie zdenerwowany. Musiałam się dowiedzieć dlaczego. Wbiegłam do domu, zostawiłam kluczę i torebkę na stoliku przy drzwiach. Po czym udałam się do stajni. Gdy weszłam, szybko zrozumiałam dlaczego tata był w takim, a nie innym stanie. Na jego miejscu też bym się wkurzyła. Przy koniach, stał nie kto inny jak Niklaus we własnej osobie. Gdy tylko mnie zobaczył uśmiechną się szeroko i w mgnieniu oka staną na przeciwko mojej twarzy.
- Caroline. Jak się cieszę, że Cię widzę.- Powiedział łagodnym głosem, nie odrywając wzroku ode mnie. Jego usta wygięły się w delikatny uśmiech, a oczy zaświeciły. Nie wiem dlaczego ale dziwnie się poczułam.
- Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego. Co tu robisz Klaus!?- Byłam wściekła, wyjechałam na wieś aby odpocząć. Miałam dość pierwotnej rodziny, a tu jeden z nich przyjeżdża i to ten najgorszy. Myślałam, że oszaleje.
-Pracuje jak widzisz. Nie wiedziałem, że praca na ranczu jest taka męcząca. Szczególnie, gdy pracuje się jak zwykły szary człowiek.- Klaus odwrócił się i zabrał za robotę. Kto by pomyślał, że jest najgroźniejszą istotą na ziemi. W tej chwili wyglądał zwyczajnie, po prostu ludzko.
Był bez koszulki, tylko w spodenkach. Na jego umięśnionym ciele było widać krople potu, a we włosach siano. Zawsze taki zadbany, dobrze ubrany. A teraz niczym się nie różnił od reszty pracowników.
Stałam i przyglądałam się, nie mogąc oderwać wzroku. Co jak co, ale wyglądał zabójczo.
- Macie piękne konie. Uwielbiam konie!- Krzyknął Klaus.
Dopiero wtedy ocknęłam się i zdałam sobie sprawę, co robiłam przez kilka sekund. Zmieszana szybko przeniosłam wzrok na Euforię.
- A jak tam Twój kolega, Nate? Powiem Ci, że nie jest wcale taki odważny. Gdy zobaczył wilka, rozkrzyczał się jak dziewczyna. Albo i gorzej. A jak spadał z konia... to wyglądało naprawdę komicznie, żałuj że nie widziałaś. Mówię Ci, pękłabyś ze śmiechu.
- Więc to Ty stoisz za tym wszystkim!- Byłam wściekła, miałam ochotę skręcić mu kark. Jednak wiedziałam, że byłoby to tylko chwilowe. To nie zabije pierwotnego.
- Proszę, nie gniewaj się na mnie. Zrobiłem to dla Ciebie.
- Dla mnie?! Śmieszny jesteś, Ty nigdy nie robisz czegoś dla kogoś. A te stado krów, to też Twoja sprawka?
- Byłem głodny, miałem wybór krowy lub ludzie. Wybrałem krowy, za ludzi byłabyś bardziej zła. Musiałem tu przyjechać, nie mogłem pozwolić abyś znowu cierpiała przez jakiegoś chłoptasia.- Uśmiechną się szelmowsko.- Zająłem się już Tylerem i Haley.
- Dzięki, ale nikt Cię o to nie prosił. Za kogo Ty się uważasz?!- Powiedziałam i poszłam do domu.
- Do zobaczenia później Caroline!
W kuchni siedział tata, właśnie jadł obiad. Wyglądał na zmęczonego i zmartwionego. Na jego twarzy było widać kilka nowych zmarszczek. Podkrążone oczy oznaczały, że już od dłuższego czasu nie wysypia się dobrze.
- Mam nadzieję, że zaprosiłeś go do środka? Nie udało mi się jeszcze dowiedzieć czego tu szuka, dlatego Ty i pracownicy powinniście zażywać werbenę.
- Tak wiem, dosypałem im już do wody. Ale Ty również powinnaś trzymać się od niego jak najdalej.
- Klaus nie wygląda jak by miał zamiar zrobić komuś krzywdę. Jednak nic z nim nie wiadomo. Postaraj się aby jak najwięcej ludzi dostało werbenę. Teraz muszę zadzwonić.
Pobiegłam na górę, chwyciłam telefon i wybrałam numer do Stefana. Odebrał po 2 sygnałach.
- Stefan, mam problem.- Szybko opowiedziałam wszystko.
- W takim razie przyjedziemy do Ciebie i postaramy się namówić go, aby zostawił ranczo i wrócił do Mystic Falls. Fakt graniczy to z cudem, ale warto próbować.
- Może na razie nie. Klaus nie wygląda, aby przyjechał z zamiarem zabijania. Gdy Was zobaczy mógłby się wkurzyć. Oboje wiemy, jak mogłoby się to skończyć. Gdyby się coś działo dam Wam znać. Teraz muszę kończy.
Padłam na łóżko i zastanawiałam się, czego Klaus właściwie chce. Przecież to nie możliwe, aby przejechał tyle drogi bez sensownego celu. Od myślenia rozbolała mnie głowa. Postanowiłam coś zjeść, wstałam i poszłam do mojej ukrytej lodówki. Na moje szczęście, tata znowu ją zapełnił butelkami z krwią. Wzięłam jedną i poszłam do salonu. Rozsiadłam się na kanapie, zakładając nogi na stół. Po czym znalazłam pilot, który tata wcisną między poduszki. W telewizji nie było nic ciekawego, a na tej wiosce zasięg kablówki nie był najlepszy. Zatrzymałam się na kanale muzycznym. Odkręciłam butelkę i upiłam spory łyk. Poczułam jak płyn przepływa przez mój przełyk wprost do żołądka. Poczułam błogi spokój, który jednak nie trwał długo.
Ktoś zapukał do drzwi. Wytężyłam słuch, jednak nie usłyszałam bicia ludzkiego serca. Pogłośniłam muzykę i zignorowałam pukanie. Jednak stukanie nie ustało, wręcz przeciwnie zamieniło się w głośny, denerwujący łomot. Wściekła postanowiłam otworzyć.
- Czego chcesz! Przez tyle lat nie nauczyłeś się dobrych manier!
- Ależ po co od razu się złościsz? Chciałem tylko zapytać, czy nie wybrałabyś się ze mną na przejażdżkę. Wiem, że zawsze o tej porze jeździsz.
- I, że niby mam jeździć teraz z Tobą? Śmieszny jesteś.
- Och nie tylko ze mną. Jest tu Twoja nowa przyjaciółka. Chyba nie chcesz, aby coś się jej stało?- Zapytał uśmiechając się łobuzersko.
Emma stała ze swoim koniem pod ogromną wierzbą. Wiatr rozwiewał jej włosy, a zielona bluzka zlewała się z liśćmi na drzewie. Na szczęście była na tyle daleko aby nie słyszeć o czym rozmawiamy. Biedna dziewczyna, stała uśmiechając się, nie wiedząc jakie niebezpieczeństwo jej tu grozi.
- Emma nie jest moją przyjaciółką. Jesteś słabo poinformowany.
- W takim razie nie będziesz miała nic przeciwko jeśli ją zjem.- Klaus wystawił kły, jego oczy zrobiły się ogromne. Wyraz jego twarzy nie był przyjazny. Powoli zaczął iść w kierunku dziewczyny. Nie wyglądał aby cokolwiek miało by go powstrzymać.
- Dobra, stój! Już idę. Ale obiecaj, że nic jej nie zrobisz.- Uległam, nie mogłam pozwolić aby ją zabił. Fakt nie przepadałam za nią, ale ona nie zasłużyła na śmierć. A przynajmniej na taką.
- Obiecuję.- Uśmiechną się i schował kły.


*********************************************************************************

Przepraszam, że musiałyście tak długo czekać. Rozdział ten dedykuje wszystkim moim czytelniczkom.
Pozdrawiam i ściskam  :*

sobota, 28 września 2013

IX TO WSZYSTKO JEST JAKIEŚ DZIWNE

                               IX TO WSZYSTKO JEST JAKIEŚ DZIWNE

Postanowiłam,że wybiorę się na polowanie. Pobiegłam na górę i przebrałam się w czarne ubranie. Wyglądałam trochę jak złodziej,jednak zależało mi na tym aby jak najmniej rzucać się w oczy. Im mniej osób mnie zobaczy,tym lepiej dla mnie.
-Caroline!-Usłyszałam wołanie taty.
-Tak tato?!
-Widziałem Emmę. Przyjaźnicie się,czy mi się wydaje?
-Powiedzmy,trochę temu pomogłam.
-Dlaczego ubrałaś się na czarno?
-Idę na polowanie. Zapomniałam Ci powiedzieć. Moja lodówka jest pusta.-Uśmiechnęłam się.
-Zajmę się tym. Jednak wolałbym abyś nie chodziła po lesie. Nie możesz pożywić się na jakimś zwierzęciu z rancza?
-Nie mogę,za dużo ludzi tu chodzi. A ja jestem umówiona z Natem i Emmą na konie. Nie chcę iść głodna.
-Dobrze,tylko uważaj na siebie. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić,że nie jesteś już moją małą kruszynką.
-Ależ jestem. Tylko nie jestem już tak bezbronna.-Uśmiechnęłam się i wyszłam.
Zapadał już zmierzch. Szybko ruszyłam w stronę lasu. W lesie mogłam być sobą. Wysunęłam kły i rzuciłam się w wir polowania.
Gdy zaspokoiłam głód,wskoczyłam na czubek drzewa. Świetnie było móc użyć wampirzych zdolności. Brakowało mi tego. Widok jaki ujrzałam był śliczny. Zachodzące słońce,przypomniało mi o przyjaciołach z Mistic Falls. Tęskniłam za nimi. Z myśli wyrwał mnie szelest liści i dźwięk łamiących się gałęzi.
Rozejrzałam się dookoła,jednak nikogo nie zauważyłam. Nie było żadnego zwierzęcia,czy człowieka. Byłam sama w gęstym,ciemnym lesie. Jednak wyraźnie czułam na sobie czyjś wzrok. Ktoś mnie obserwował,byłam tego pewna. Po cichu,aby nie wzbudzać podejrzeń zeszłam z drzewa i udałam się w stronę domu. Całą drogę czułam,że nie jestem sama. Ktoś za mną szedł. To było dziwne i trochę przerażające.
Po powrocie,udałam się prosto do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się. Miałam jeszcze chwilę więc usiadłam w fotelu i zadzwoniłam do Stefana.
-Care. Jak miło,że dzwonisz.-Usłyszałam głos przyjaciela.-Jak się masz?Wszystko w porządku?
-Właściwie to nie wiem. Gdy byłam dzisiaj na polowaniu,czułam się śledzona. A co u Was,znaleźliście już Katherine?
-Jesteśmy na tropie. Jednak Damon postanowił trochę się zabawić. Korzysta z okazji,że nie ma Eleny. Znasz Damona. Zabija,żywi się ludźmi. Robi z siebie głupka.
-Tak,cały on. Pilnuj tylko,żeby się nie zakochał. Jeżeli zrani Elenę to obiecuję,że...
-Ciekaw jestem,co mi zrobisz?-Usłyszała głos Damona w słuchawce.
-Zabiję Cię!
-Spokojna,Twoja rozczochrana. Kocham Elenę. Zabawię się tu trochę. A gdy wrócę,znowu będę potulny jak baranek.
-Nie wierzę w tę Twoją potulność. Jednak wiem,że Elenie zależy na Tobie. Więc nie spaskudź tego.
-Co tylko rozkażesz.-Zaśmiał się.
-Daj mi Stefana. Nie mogę dłużej Cię słuchać.
-Sama widzisz jaki on jest.- Powiedział Stefan.-Przepraszam muszę już kończyć. Chyba znaleźliśmy naszą zgubę.

Zegar wybił 19.
Wyjrzałam przez okno. Emma już czekała. Siedziała na koniu i rozglądała się. Jej koń był biały,miał delikatną budowę. Pasował do niej. Po chwili zobaczyłam Nate'a. Na koniu wyglądał jak rycerz. Tylko zbroi mu brakowało.
Szybko założyłam mój nowy kapelusz i wyszłam. Przywitałam się,po czym poszłam po Euforię. Jednak znowu czułam się obserwowana. Zaczynało mnie to już drażnić.
-Popadasz w paranoję Caroline.-Powiedziałam sama do siebie.
Przejażdżka była udana. Urządziliśmy wyścigi konne,dużo rozmawialiśmy. Czas mijał szybko i przyjemnie. Po powrocie byłam zmęczona. Szybko udałam się do łóżka.

Kolejny dzień zaczął się standardowo, o 6 rano obudził mnie kogut. Zaczynam mieć go dość. Postanowiłam,że dzisiaj nie będę wstawała tak wcześnie. Przewróciłam się na prawy bok,aby słońce nie świeciło mi w oczy.
Wtedy moją uwagę przykuł kwiat leżący na komodzie.
Podeszłam i wzięłam kwiat do ręki. Była to piękna,czerwona róża. Jej zapach był bardzo intensywny i roznosił się po całym pokoju. Pewnie to róża od Nate'a. Pomyślałam. Tylko jak on tu wszedł,przecież nic nie słyszałam. Doszłam do wniosku,że nie będę rozmyślała nad tym. To było takie miłe z jego strony. Postanowiłam podziękować mu za to.
Poszłam do łazienki i wzięłam długą kąpiel. Dziwne,ale bardzo się denerwowałam.
Gdy już skończyłam,wysuszyłam włosy i zrobiłam delikatny makijaż.
Sporo czasu zajęło mi dobranie odpowiedniego stroju. Ostatecznie założyłam czerwoną,krótką sukienkę w drobne kwiatki. Jeszcze tylko ostatni obrót przed lustrem.
Gdy wyszłam na podwórko,słońce było już wysoko na niebie. Od razu poszłam do stajni. Tutaj Nate miał dzisiaj pracować. Przeszłam całą stajnie wzdłuż i wszerz. Jednak nigdzie go nie znalazłam.
Postanowiłam zapytać się taty,gdzie jest chłopak. Tate znalazłam przy krowach. Akurat zaczynał dojenie. Śmiesznie wyglądał kiedy schylał się przy każdym zwierzęciu.
-Tato,gdzie jest Nate?W stajni go nie ma.
-To Ty nic nie wiesz?Nate miał wczoraj wypadek. Gdy wracał do domu,został zaatakowany przez wilka.
-Żyje?Proszę powiedz,że on żyje.
-Tak żyje. Miał wiele szczęścia. Jednak musi zostać w szpitalu.
-W takim razie,pojadę do niego.
-Dobrze,tylko uważaj na siebie.
Pobiegłam do domu. Wzięłam torebkę,telefon i klucze od samochodu.
Po chwili byłam już w drodze. Szpital był kilka kilometrów od domu. Jadąc rozmyślałam nad wydarzeniami,które działy się od kilka dni. Czy to możliwe,że w tej małej wiosce żyje wilkołak lub jakaś inna istota?Nic innego nie przychodziło mi do głowy.
Postanowiłam się tego dowiedzieć. Moja wścibskość i ciekawość nie pozwalały mi przejść obojętnie.
Po chwili parkowałam pod szpitalem.
Był to nieduży,stary budynek. Elewacja była szara i w pewnych miejscach odpadała,spadając przechodzącym ludziom na głowy.
Zdenerwowana weszłam do środka. Szybko znalazłam recepcję.
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc?-Spytała kobieta,siedzącą za ladą.
-Dzień dobry. Szukam chłopaka. Został przywieziony wczoraj. Ma na imię Nate.
-Czy jest pani z rodziny?
-Nie. Pracuje on na ranczu mojego ojca.
-Przykro mi. Nie mogę pani pomóc. Udzielamy informacji tylko rodzinie.
-Muszę,wiedzieć gdzie on leży.-Zahipnotyzowałam dziewczynę.
-Już sprawdzam. Nate leży w sali numer 12.
-Dziękuję. Nie można było tak od razu.-Uśmiechnęłam się i odeszłam.
Bez problemu znalazłam salę z numerem 12. Drzwi były stare,odrapane i nie zachęcały do wejścia. Stanęłam,wzięłam głęboki wdech.
Gdy weszłam do środka chłopak spał. Miał złamaną nogę,odrapaną twarz i kilka szwów. Podeszłam bliżej łóżka i nachyliłam się nad chłopakiem.
Wtedy Nate otworzył oczy i złapał mnie obiema rękami. Przyciągną mnie do siebie i pocałował. Usłyszałam jak jego serce przyśpiesza.
-Dla takich odwiedzin,mógłbym częściej leżeć w szpitalu.-Chłopak uśmiechną się.
-Cieszę się,że nic Ci nie jest. Ale jak to się stało?
-Właściwie to nie wiem. Wracałem do domu,gdy wilk stanął mi na drodze. Koń się przestraszył i zrzucił mnie z grzbietu. Więcej nie pamiętam,prawdopodobnie straciłem przytomność. Podobno Emma mnie znalazła.
-Kiedy wrócisz,nie mam z kim jeździć na wycieczki.
-Obiecuję Ci,że postaram się jak najszybciej.
Rozmowę przerwał nam dźwięk mojego telefonu. To Stefan.
-Przepraszam,muszę już iść. Potrzebujesz czegoś?
-Tylko tego,abyś mnie jutro odwiedziła.
-W takim razie widzimy się jutro.-Uśmiechnęłam się i wyszłam.
Gdy wsiadłam do samochodu,oddzwoniłam do przyjaciela.
-Caroline,co tak długo?
-Przepraszam,nie mogłam rozmawiać. Coś się stało?
-Nie. Ale zdobyliśmy księgę. A co u Ciebie?
-Bez zmian. Niedługo wracam. Wakacje się kończą.
-A słyszałaś,że Klaus wygnał Tylera i Haley z miasta?
-Nie,nic nie wiem na ten temat. Ciekawe,co on będzie z tego miał. Znowu coś kombinuje. Bądźcie ostrożni.
-Jasne,zawsze jesteśmy.-Stefan zaśmiał się.
-W takim razie,widzimy się za kilka dni.
-Do zobaczenia.



wtorek, 17 września 2013

VIII SERIA ZDARZEŃ

                                       VIII SERIA ZDARZEŃ

Dzisiejszego ranka znowu obudził mnie piejący kogut. Była to już codzienność.
Sięgnęłam ręką po telefon i zadzwoniłam do Eleny.
Odebrała po 3 sygnałach.
-Hej Care. Jak tam wakacje?
-Świetnie,wszystko super. A co u Was?
-Jak tam Twój nowy chłopak?-Usłyszałam głos Damona.
-Powiedz Damonowi,że nie sięga Nate'owi do pięt. I żeby nie podsłuchiwał.-Zaśmiałam się,wiedząc że on i tak wszystko słyszy.
-Stefan i Damon jadą jutro do New York'u. Widziano tam Katherine.
-Możesz włączyć teraz naszą rozmowę na głośno mówiący?Muszę Wam coś opowiedzieć.
Powiedziałam przyjaciołom,co wydarzyło się wczoraj w lesie. Jak i o tym,że zdawało mi się,iż widzę Klausa.
-To bardzo dziwne.-Powiedział Stefan.-Musisz uważać na siebie. Gdyby się coś działo to dzwoń. A My przyjedziemy i sprawdzimy to.
-Dobrze. A Ty zadzwoń do mnie jak będziecie w NY.-Powiedziałam do przyjaciela. Muszę już kończyć. Obowiązki wzywają. Nawet nie wiecie, ile jest pracy przy zwierzętach.
-W takim razie,do usłyszenia.-Powiedziała Elena i rozłączyła się.
Podniosłam się z łóżka i poszłam do łazienki.
Gdy byłam już umyta i ubrana wyszłam na podwórko.
Tata i pracownicy rozmawiali. Byli bardzo zdenerwowani.
-Coś się stało?-Zapytałam,podchodząc bliżej.
-W sąsiedniej wiosce,wilk zagryzł stado krów jednemu rolnikowi.-Powiedział Nate.
-A wczoraj samotny wilk był widziany w pobliżu naszej wioski.-Dodał tata.-To bardzo dziwne,aby samotny wilk podchodził tak blisko zamieszkałych terenów.
-Burmistrz sąsiedniego miasteczka,wyznaczył nagrodę za schwytanie,lub zabicie go.-Powiedział jeden z mężczyzn.
-W lasach będzie dużo kłusowników. Chciałbym,abyś przez kilka dni ie wychodziła poza ranczo. Możesz jeździć na Euforii tutaj.-Powiedział tata.
Przez kolejne kilka dni ludzie przeczesywali lasy. Jednak niczego tam nie znaleźli.

                                                               ***
-Dlaczego zabiłeś tego faceta Damonie?
-Wkurzył mnie. Wyraźnie wiedział coś o Katherinie,tylko nie chciał mówić.
-Mogłeś użyć perswazji.
-Mogłem,ale tak dawno nikogo nie zabiłem. Nie zanudzaj bracie. Jeden człowiek mniej,czy więcej. Co to za różnica?
-Ciekawe,co powie na to Elena.-Zaśmiał się Stefan.
-Nic,bo nic jej nie powiesz. Wiesz jaka ona jest. Później miesiącami będę musiał słuchać jej gadania. I mniej wie, tym zdrowsza będzie.-Damon zaśmiał się.
-A ja myślałem,że Ty już na zawsze zmieniłeś się w takiego potulnego wampirka.-Stefan wybuchł głośnym śmiechem.
-Ha,ha,ha.-Powiedział Damon.-Idziemy do baru,należy nam się przerwa w pracy.
-Dobra. Zabawa w detektywa jest trochę męcząca.-Dodał Stefan.

                                                                ***
Na ranczu trwały przygotowania do aukcji. Tata chciał sprzedać dwa konie,a na ich miejsce kupić nowe. Ja i Nate musieliśmy przygotować konie do aukcji.
-Znaleźli już tego wilka?-Zapytałam.
-Jeszcze nie. Kłusownicy i myśliwi wciąż szukają. Nie bój się,nie pozwolę aby coś Ci się stało.-Chłopak spojrzał na mnie z promiennym uśmiechem na twarzy.
Usłyszałam jak jego serce przyśpiesza,krew zaczyna szybciej krążyć. Nagle chłopak podszedł bliżej i pocałował mnie. Jego usta były gorące,a pocałunek delikatny. Odwzajemniłam pocałunek. Doszłam do wniosku,że od kiedy jestem wampirem nie całowałam zwykłego człowieka.
Musiałam bardzo uważać,aby nie zrobić mu krzywdy.
Nagle poczułam,że ktoś nas obserwuje. Otworzyłam oczy i spojrzałam w kierunku drzwi. To była ona,Emma. Patrzyła na mnie wściekłym wzrokiem.
Postanowiłam wyjść i pozwolić aby Emma i Nate porozmawiali. Stanęłam na podwórku i obserwowałam jak tata tresuje konia.
Rozmyślałam o tym,co stało się przed chwilą. Podobało mi się,ale nie jestem pewna czy to ma sens. Przecież mogłabym zrobić mu krzywdę. Albo mógłby nie zaakceptować tego czym jestem.
Moje rozmyślania przerwały czyjeś kroki za plecami.
-Czy mogłybyśmy porozmawiać?-Zapytała Emma.
-Ok. Jasne.-Odpowiedziałam z uśmiechem.
-Ale,nie tutaj. Przejdźmy się.
Nasz spacer jednak nie trwał długo. Zatrzymałyśmy się gdy tylko minęłyśmy budynki. Miejsce było odludne,a dzięki krzakom nie było widać nas z rancza.
-Jak śmiesz!-Dziewczyna krzyknęła.
Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
-Przyjeżdżasz sobie z jakiegoś miasta i odbierasz mi chłopaka!
-Z tego co się orientuję,to Ciebie i Nate'a nic nie łączy.
-Nie,ale łączyłoby gdybyś się nie pojawiła. Zapłacisz mi za to.-Dziewczyna wyjęła nóż zza pleców.-Potnę Ci Twoją buźkę. Nikt,już nie spojrzy na Ciebie.
-Emma uspokój się. Rozumiem,że nienawidzisz mnie za to. Jednak to nie powód aby wymachiwać nożem. Jeszcze zrobisz sobie krzywdę.
Było mi szkoda tej dziewczyny. Udawałam,że się jej boję. Myślałam,że zmądrzeje i odpuści.
Co ona mogła mi zrobić. W dodatku nożem. Taka rana zagoiła by się na mnie w mgnieniu oka.
Jednak nie mogłam pozwolić aby mnie zraniła. Próbowałam ją uspokoić. Dziewczyna była bardzo uparta i nie dawała za wygraną. Rzuciła się na mnie.
Nie wiele myśląc,odepchnęłam ją. Okazało się,że trochę z mocno. Zapomniałam,że jest delikatnym człowiekiem. Emma uderzyła się o kamień i straciła przytomność.
Gdy tylko podeszłam bliżej zauważyłam krew. Tak dawno nie piłam świeżej krwi. Z trudem się powstrzymałam,aby nie wbić kłów w jej tętnicę.
-Świetnie,teraz muszę podać jej swojej krwi. Inaczej ta mała umrze.-Gadałam sama do siebie.
Po podaniu krwi Emma odzyskała przytomność,a jej głowa się zagoiła.
-Kim Ty jesteś?-Zapytała.
-Nazywam się Caroline Forbes.
-Nie o to mi chodzi!Popchnęłaś mnie,przeleciałam kilka metrów. To nie jest ludzkie. Ludzie nie mają takiej siły.
-Czy z tego wszystkiego,musiałaś zapamiętać właśnie to?
-Jeżeli zaraz nie powiesz mi kim jesteś,opowiem o Tobie w wiosce!
-Och,po tym jak Ci pomogłam. Ty mnie jeszcze straszysz. Przykro mi ale nie zostawiasz mi innego wyjścia.
Podeszłam do dziewczyny i spojrzałam jej w oczy. Po czy zahipnotyzowałam ją. Wymazałam jej z pamięci całe to zdarzenie. Nie mogłam się jednak powstrzymać i powiedziałam jej,że bardzo się lubimy.
Po całym zajściu poszłyśmy poszukać Nate'a. Chłopak był zszokowany gdy zobaczył nas. Gawędziłyśmy i śmiałyśmy się,jak stare dobre koleżanki. Umówiliśmy się na wieczorną jazdę konną. Ja,Emma i Nate.
-Widzimy się o 19.-Powiedziałam.-Teraz zostawiam Was,muszę coś załatwić. Poszłam do domu,szybkim krokiem. Byłam głodna,bardzo głodna.
Będąc w domu,pobiegłam do lodówki. Otworzyłam ją i ....
-Cholera!Zupełnie zapomniałam,że jest pusta.


***********************************************************************************

Tak oto mamy kolejny rozdział. Przepraszam,że musiałyście tyle czekać. Miałam mały problem z internetem. W związku z tym,nie komentowałam Waszych nowych rozdziałów. A muszę przyznać,że dostałam dość sporo powiadomień o nowościach u Was. Ale właśnie siadam i nadrabiam zaległości.
Liczę również na Wasze komentarze. Może macie jakieś propozycje? Z chęcią dowiem się czego byście chciały.     Pozdrawiam   :)

środa, 4 września 2013

VII POZNANIE NOWYCH LUDZI

Dzięki za wszystkie komentarz!! Cieszę się,że rozdział się podobał. Dzisiejszy wyszedł mi dość krótki z powodu natłoku wrześniowych obowiązków.
Jednak mam nadzieję,że nie zawiodłam Was.

                                           VII POZNANIE NOWYCH LUDZI

-Dzisiaj wieczorem organizuję z przyjaciółmi ognisko nad jeziorem. Masz może ochotę wybrać się ze mną?
-Ognisko nad jeziorem mówisz. Z miłą chęcią pójdę.
-W takim razie,przyjadę po Ciebie o 8. A teraz muszę już iść i zabierać się za pracę,zanim Twój tata mnie zwolni.
Od razu poszłam do domu aby przygotować się do wyjścia. Miałam tylko 3 godziny. Poszłam do spiżarni,aby zjeść. Wchodząc do kuchni wpadłam na tatę.
-Widzę,że masz dobry humor.
-Tak,idę na ognisko z Natem. Nie masz nic przeciwko?
-Oczywiście,że nie. Cieszę się,że jesteś szczęśliwa.
-Dzięki. A teraz wybacz,muszę przygotować się do wyjścia.
-Tak,oczywiście. Nie wiem tylko dlaczego,Wy dziewczyny potrzebujecie tak dużo czasu na przyszykowanie się.-Tata zaśmiał się.
Wchodząc na górę,od razu skierowałam się w stronę łazienki. Wzięłam długą,gorącą kąpiel. Po wyjściu wysuszyłam włosy i zrobiłam delikatny makijaż. Założyłam niebieskie spodnie i czerwoną koszulkę,do tego wzięłam szarą bluzę z kapturem. Tak na wszelki wypadek. Była już 19.30,postanowiłam zejść na dół. W salonie przy kominku siedział tata. Oglądał jakieś foldery.
-Co robisz?-Zapytałam.
-Przygotowuję się do aukcji konnej. Może uda mi się kupić kilka nowych. A Ty już gotowa do wyjścia?
-Tak jak widać.-Obróciłam się wkoło.
W tym czasie ktoś zapukał do drzwi. Mój wampirzy węch od razu wyczuł świeżą krew.
-To Nate.-Powiedziałam,kierując się w stronę wyjścia.
-Caroline zaczekaj,mam coś dla Ciebie.
Po chwili tata wyją z szafki duże,okrągłe pudełko.
-To dla Ciebie.-Powiedział.-Żebyś wyglądała,jak My wszyscy tu.
Uwielbiam prezenty,a szczególnie prezenty niespodzianki. Wzięłam pudełko do ręki,nie było ciężkie i nie brzęczało. Otworzyłam je szybko i wyjęłam kowbojski kapelusz.
-Wszyscy,tu takie noszą. Pomyślałem,że też powinnaś taki mieć.
-Jest śliczny. Dzięki tato. Ale teraz wybacz,muszę już iść.
Założyłam mój nowy,różowy kapelusz na głowę i wyszłam.
-WOW,świetnie wyglądasz. I ten kapelusz,teraz wyglądasz jak prawdziwa kowbojka.-Powiedział Nate.
-Dziękuję.-Odpowiedziałam,uśmiechając się.
-Gotowa do drogi?
Odwróciłam się i zobaczyłam motor. Wyglądał jak te motory,na których ścigają się zawodowi kierowcy na zawodach. Był duży,masywny,czarnego koloru. Gdy wsiadłam na niego,mocno złapałam Nate,a w pasie. Usłyszałam jak jego serce przyspiesza. Silnik wydawał z siebie bardzo głośny dźwięk. Gdy jechaliśmy,wiatr rozwiewał mi włosy. Czułam się wspaniale,miałam wrażenie jakbym leciała. Nate był świetnym kierowcą.
Po 20 minutach byliśmy już na miejscu. Ognisko już się paliło.
Poznałam wszystkich ludzi,którzy byli dla mnie bardzo mili. No,może oprócz jednej dziewczyny.
Była to wysoka,rudowłosa dziewczyna o imieniu Emma. Cały czas patrzyła się na mnie,obserwowała każdy mój gest.
Najwyraźniej podobał jej się Nate i nie była zadowolona,że mnie zaprosił. Jednak nie przejmowałam się tym,bo niby co taka kruszynka mogłaby mi zrobić.
Bawiliśmy się świetnie całą noc. Dawno już nie bawiłam się tak dobrze. W Mystic Falls nie mieliśmy czasu na zabawy. Ciągle było coś do zrobienia. A Klaus psuł nam każdą wolną chwilę.
Nad ranem,gdy zaczęliśmy sprzątać po imprezie,usłyszeliśmy straszny krzyk dwóch naszych koleżanek. Dochodził z lasu. Szybko pobiegliśmy w ich kierunku. Dziewczyny stały nad ciałem starszego mężczyzny. Gdy podeszliśmy bliżej zauważyliśmy,że mężczyzna został ukąszony przez węża. Co potwierdziła też później sekcja zwłok. Jednak ja zauważyłam jeszcze ślad ugryzienia na szyi. Wyglądał na kły wampira. Zdziwiłam się bardzo. Tata mówił,że w tych okolicach nie ma wampirów. Czyżby to się zmieniło? Dla własnego bezpieczeństwa,nikomu nie powiedziałam o śladzie. Zresztą,kto by mi uwierzył. Uznaliby mnie za wariatkę,co opowiada bajki o wampirach.
Prawie cały dzień przespałam,byłam wykończona całonocną zabawą.
Wieczorem poszłam do stajni,aby wyczyścić Euforię.
Dzisiejszy wieczór był piękny,ciepły. Gdy skończyłam pracę w stajni,usiadłam na tarasie i podziwiałam okolicę. Siedziałam i myślałam nad mężczyzną,którego znaleźliśmy w lesie.
Wtedy na ulicy dostrzegłam czyjąś postać. Stał bez ruchu i przyglądał mi się. Ku mojemu zdziwieniu,te postać bardzo przypominała mi Klausa.
Co Klaus robiłby w tych stronach?Czego mógłby szukać w tak małej wiosce?W myślach zadawałam sobie te pytania. Jednocześnie pukając się w głowę. Przecież to nie możliwe. To nie może być on. Wtedy usłyszałam skrzypnięcie drzwi.
Odwróciłam szybko głowę.
-Przyniosłem Ci gorącą czekoladę.-Powiedział tata,wchodząc na taras.
-Dzięki.-Powiedziałam,sięgając po kubek.
Gdy spojrzałam z powrotem na drogę,nikogo już tam nie było.
Po wypiciu gorącej czekolady,postanowiłam przejść się wokół posiadłości. Chciałam sprawdzić,czy nic,lub nikt nie zagraża domowi.
Po sprawdzeniu,uznałam że wszystko jest w najlepszym porządku.
Wróciłam więc do domu i poszłam spać.


*************************************************************************************

Liczę na Wasze komentarze! Pozdrawiam serdecznie :)





wtorek, 27 sierpnia 2013

VI CZAS NA ODPOCZYNEK

                              VI  CZAS NA ODPOCZYNEK
Śniłam o koniach,pięknych kwiatach. Pięknych łąkach,po których biegałam boso. Byłam wolna i szczęśliwa.
Nagle mój sen przerwał dzwoniący telefon. Zerwałam się z łóżka w poszukiwaniu komórki. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwonił tata.
-Halo.-Odezwałam się zaspana.
-Caroline,córeczko ty jeszcze śpisz? Już 8 trzeba wstawać.-Tata zaśmiał się.-Słyszałem,że wybierasz się do mnie.
-Tak,ale skąd wiesz. Miałam dopiero dzwonić. A Ty już... Och,mama dzwoniła. Zgadłam?
-Zgadza się. Przepraszam,że Cię obudziłem,ale tak się cieszę. Przygotowałem Ci już pokój. Mam nadzieję,że Ci się spodoba. To czekam na Ciebie. Pa.
-Do zobaczenia tato.-Powiedziałam i rozłączyłam się.
Skoro już wstałaś Caroline,to zabierz się za robotę. Nic samo się nie zrobi. Powiedziałam sama do siebie. Poszłam do łazienki i zabrałam się za poranną toaletę. Założyłam żółtą koszulkę i jeansowe spodenki. Związałam włosy w dwa kucyki i zeszłam na śniadanie. Mamy już nie było. Sięgnęłam do lodówki wyjmując torebeczkę z krwią. Po wypiciu zawartości,torebkę wyrzuciłam do śmieci. Postanowiłam odwiedzić Stefana. Zobaczyć jak się miewa i powiedzieć mu o moim wyjeździe. Jak postanowiłam,tak też zrobiłam. Wzięłam torebkę,klucze ,telefon i wyszłam. Gdy podeszłam do samochodu,zobaczyłam mały,żółty kwiat na przedniej masce. Widzę,że Tylera trzymają się żarty. Pomyślałam. Podniosłam kwiat z maski i rzuciłam na ziemię. Jeżeli myśli,że pozwolę mu wrócić do mnie,to się grubo myli. Po tym wszystkim możemy zostać jedynie przyjaciółmi. Niech nie liczy więcej. Złość przeminęłam mi gdy dojeżdżałam do pensjonatu Salvatorów. Podeszłam do drzwi i zapukałam. Drzwi otworzył mi Stefan.
Jak dobrze było zobaczyć przyjaciela w dobrym nastroju.
-Caroline!-Krzykną.-Wchodź,co tak stoisz. Napijesz się ze mną?
-Tak,chętnie.-Powiedziałam,wchodząc do salonu.-Jak się dzisiaj czujesz?
-Świetnie. Bardzo się cieszę,że jestem już w domu. Tęskniłem za tymi wszystkimi kątami. Myślałem,że już więcej nie zobaczę tego wszystkiego.
-Ja tez się cieszę,że jesteś już w domu. Tęskniłam za Tobą.
-Słyszałem co się stało między Tobą a Tylerem. Jak się trzymasz?
-Po przeanalizowaniu wszystkiego,trzymam się całkiem nieźle.-Powiedziałam uśmiechając się.-A tak w ogóle,to przyjechałam powiedzieć Ci,że wyjeżdżam na kilka dni. Jadę do taty,naładować akumulatory i takie tam.
-Rozumiem,należy Ci się odpoczynek. Tylko nie zapomnij o nas.
-Żartujesz,jak bym mogła zapomnieć o moich najlepszych przyjaciołach. Muszę się już zbierać. Czeka mnie jeszcze pakowanie. Jednak gdyby się coś działo,macie do mnie dzwonić.
-Oczywiście,będziemy w kontakcie. Odpoczywaj i nie martw się niczym.
Stefan chyba był jedynym wampirem,który martwi się i dba o wszystkich. To właśnie za to,tak bardzo go lubię.
Jadąc do domu na środku drogi pojawiła się Hayley.
Jak ona śmiała, po tym wszystkim pokazywać mi się na oczy. Wysiadłam z auta wściekła. Hayley stała, śmiejąc mi się prosto w oczy.
-Ha,ha,ha! Nie wiesz nawet jak cudowną noc spędziliśmy z Tylerem.
-Och,weź przestań. Jak możesz jeszcze tu stać tak po prostu. Mało Ci jeszcze,co jeszcze chcesz mi odebrać!-Krzyczałam.
-Właściwie to nic. Chciałam tylko zobaczyć ja cierpisz.
-Uważaj,bo zaraz skopię Ci tyłek!-Stanęłam i wysunęłam kły.
Wtedy koło Hayley pojawiły się jej trzy przyjaciółki. Sądząc po zachowaniu również wilkołaki. Zaczęłyśmy się szarpać. Wtedy jedna z nich ugryzła mnie za dłoń. Poczułam ogromny ból. Dziewczyny zawyły triumfalnie i uciekły do lasu. Wsiadłam do samochodu,patrząc jak moja dłoń robi się coraz bardziej fioletowa. Wiedziałam,że to już koniec. Było mi smutno,że nie zdążyłam wyjechać do taty. Wtedy ni stąd, ni zowąd pojawił się Klaus. New bałam się wcale. Co za różnica czy zginę z ręki pierwotnego wampira,czy od jadu wilkołaka. Pomyślałam. Musiałam stracić przytomność. Obudziłam się w domu. Szybko spojrzałam na dłoń. Rana się zagoiła,nie bolało już wcale. Wtedy do pokoju weszła mama.
-Jak się masz?-Zapytała. Podając mi torebkę z krwią.
-Dobrze. Tylko nic nie pamiętam. Jak znalazłam się w domy? Jakim cudem moja dłoń się zagoiła? I w ogóle czemu jeszcze żyje?
-Klaus Cię przywiózł. Wniósł do pokoju i dał Ci swojej krwi.-Opowiadała mama.
-Klaus?Jak on tu wszedł,chyba nie zaprosiłaś go do naszego domu?
-Tak,zaprosiłam.-Mama kiwnęła głową.-Nie miałam wyjścia,byłaś umierająca. A on był taki przerażony,w jego oczach był smutek. Było widać,że się martwi o Twoje życie.
Klaus martwił. Przecież on się o nikogo nie martwi. Wozi swoją rodzinę zasztyletowaną w trumnach.-Pomyślałam.
-Muszę już wracać do pracy. A Ciebie czeka pakowanie. Widzimy się za kilka dni. Tylko dzwoń do mnie. Dobrze?-Mama uściskała mnie na pożegnanie.
-Jasne mamo,będę dzwoniła.
Gdy doszłam już do siebie,rozpoczęłam pakowanie. Sukienki,bluzki,spodnie... Nigdy nie wiadomo,co i kiedy może mi się przydać. Gdy już skończyłam,walizka była wypchana po brzegi. Ledwo udało mi się ją zapiąć.
Przed wyjściem przeszłam się jeszcze po domu,sprawdzając czy wszystko wzięłam.
Walizka była ciężka,ledwo zapakowałam ją do bagażnika.
Zamknęłam dom na klucz,rozejrzałam się dookoła i odjechałam.
Droga była bardzo kręta i górzysta. Lecz widoki wszystko rekompensowały. Lasy,łąki,śliczne małe domki. Po kilku godzinach jazdy zatrzymałam się na wzgórzu na mały odpoczynek i rozprostowanie kości. Widok był tak piękny,aż zaparło mi dech w piersiach. Jezioro,zachód słońca,plaża,a na plaży ognisko i bawiący się ludzie. A to wszystko otoczone piękną zielenią.
W oddali ujrzałam ranczo taty. Wsiadłam do samochodu i pojechałam w dalszą drogę.
Gdy byłam już na miejscu,tata czekał na mnie przed domem.
-Caroline,nareszcie przyjechałaś.-Tata przywitał mnie radośnie,przytulając mocno.
-Przepraszam,że tak długo. Podziwiałam widoki po drodze.-Uśmiechnęłam się.
-Chodź,pokażę Ci pokój i oprowadzę po mojej posiadłości.-Zaśmiał się.
-Wiesz,wolałabym najpierw się rozpakować i coś zjeść.
-Och,oczywiście. O tym też pomyślałem.
Tata zaprowadził mnie do mojego pokoju,który znajdował się na pierwszym piętrze. Stało tam łóżko,wielka szafa i komoda,na której stały zdjęcia z mojego dzieciństwa. Widok z okna był prześliczny. Łąka, a na niej pasące się konie. Jak w filmach pomyślałam.
-A teraz pokażę Ci coś.-Powiedział tata. Wyrywając mnie z zamyślenia.
Zeszliśmy do kuchni,a z kuchni do małej spiżarni. Za rządkiem szafek z produktami spożywczymi stała mała lodówka. Tata otworzył ją i …
-Zrobiłem zapasy jedzenia dla Ciebie.
Cała lodówka była wypełniona krwią. Krew w torebkach i butelkach.
-Nawet mam wybór.-Zaśmiałam się.-Nie trzeba było. Przecież mogę iść na polowanie do lasu.
-To zbyt ryzykowne. Dużo ludzi poluje w tych stronach. Wiesz takie hobby.
-W takim razie skąd wziąłeś tyle krwi?
-Ta w torebkach jest ze szpitala,a ta w butelkach od znajomego rzeźnika.
-Dziękuję. A teraz pozwól,że coś zjem.
Sięgnęłam po butelkę,usiadłam na krześle i wypiłam wszystko do dna. Nie jest najgorsza pomyślałam. Otarłam usta i wyszłam z domu,kierując się w stronę stajni. Powietrze było cudowne,rześkie,bez spalin samochodowych. Wszędzie zieleń zwierzęta i tylko kilka domów w okolicy. Cisza,spokój. Tego mi było trzeba.
Gdy weszliśmy do stajni oniemiałam. Stały tam konie,piękne konie,każdy miał swój boks. Wszędzie było czysto i nawet przyjemnie,gdyby nie ten zapach. W następnym budynku były krowy i małe różowe prosiaczki. W kurniku gdakały kury,a między nimi plątały się maleńkie żółte kurczaczki.
-Jak Ty dajesz radę to wszystko utrzymać w takiej czystości?-Spytałam
Tata uśmiechną się i powiedział:
-Ty myślałaś,ze ja to wszystko sam... zatrudniłem czterech mężczyzn do pomocy. Zobaczysz spodobają Ci się.
-Och,przestań tata.
-Dobrze,już przestaję. Jeżeli chcesz to rozejrzyj się trochę. Ja idę zrobić kolację. Wolisz stek krwisty,czy pół krwisty?
-Krwisty!-Krzyknęłam i poszłam do koni.
Konie były śliczne. Postanowiłam,że ten czas poświęcę na naukę jazdy konnej. Nigdy nie jeździłam konno. Czas to zmienić. Pomyślałam. Jeden koń najbardziej przykuł moją uwagę. Był czarny,a w oczach miał iskry. Zupełnie jak ja pomyślałam. Nie pozorna a z iskrą. Niby zwykła dziewczyna,ale z charakterem. Według tabliczki umieszczonej na boksie,klacz nazywała się Euforia. Moim zdaniem imię pasowało do niej w 100%.
Po zjedzeniu kolacji zebrałam talerze aby pozmywać. Ku mojemu zdziwieniu w kuchni stała zmywarka.
-Tato ,Ty masz zmywarkę? Przecież zawsze mówiłeś,nie lubisz takich nowoczesnych technologii.-Zapytałam zdziwiona.
-Tak mam. Wiesz jak bardzo nie lubię zmywać. Zaoszczędziłem i kupiłem.-Zaśmiał się.-A jak podoba Ci się moje ranczo?
-Jest cudne. A ten czarny koń jest prześliczny. Czy mogłabym nauczyć się na nim jeździć?
-Euforia,jest szalona i porywcza. Nie wiem czy to dobry pomysł. Mogłabyś zrobić sobie krzywdę.
-Tato,nie tak łatwo mnie teraz zranić.
-W takim razie dobrze. Zaczniesz jutro. Nate się Tobą zajmie.
-Dzięki.
Pożegnałam się i poszłam do pokoju. Skoczyłam na łóżko,wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Eleny.
-Hej Care. Jak tam u taty za klimatyzowałaś się już?-Zapytała.
-Tu jest cudownie. Jutro zaczynam naukę jazdy konnej. Tata powiedział,że będzie mnie uczył jeden z jego pracowników. Nazywa się Nate.
-Myślisz,że będzie przystojny?
-O czym Ty myślisz?Już Damon Ci nie starcza?-Zaśmiałam się.
-Myślałam o Tobie. Przyda Ci się facet teraz.
-Zobaczymy. Jeszcze go ie widziałam. Mam nadzieję,że dotrzyma mi kroku.-Zaśmiałam się.-A co u Was? Klaus nie zaatakował ponownie?
-Jeszcze nie,ale Stefan i Damon chcą znaleźć Katherine i odebrać jej księgę. Tak na wszelki wypadek,gdyby się znowu o nią upomniał.
-Rozumiem. Tylko wiesz,gdyby coś się działo to dzwoń
-Oczywiście. Miłej zabawy. Pa.
Po zakończeniu rozmowy,wysłałam sms-a do mamy.
Dojechałam na miejsce bez problemu. Jest tu przepięknie. Będziesz musiałam przyjechać i sama zobaczyć. Jutro zaczynam naukę jazdy konnej. Tęsknie za Tobą.Byłam tak bardzo podekscytowana jutrzejszym dniem,że postanowiłam iść wcześniej spać
Umyłam się,zmyłam makijaż,przebrałam się w koszulkę do snu i położyłam się do łóżka.
KUKURYKU!! To właśnie ten dźwięk obudził mnie o 6 rano. Nie pamiętam kiedy wstawałam tak wcześnie czy w ogóle kiedyś wstawałam. Zwlokłam się z łóżka. Wyjrzałam przez okno,mężczyźni których zatrudniał już pracowali. Wzięłam szybki prysznic,założyłam krótkie spodenki i T-shirt,włosy związałam w koński ogon.
Wyszłam przed dom. Tata właśnie rozmawiał z kimś.
-Caroline,poznaj Nate'a. Będzie uczył Cię jeździć.
Moim oczom ukazał się młody chłopak,miał może 20 lat. Był wysoki,dobrze zbudowany,miał zielone oczy i nosił kowbojski kapelusz. Zresztą wszyscy tu takie nosili.
-Cześć.-Wydukałam.
-Cześć,jestem Nate.-Chłopak wyciągną rękę na przywitanie.-Słyszałem,że chcesz się nauczyć jeździć konno.
-Tak.-Odparłam.-Kiedyś trzeba zacząć.
-W takim razie,zabierzemy się za robotę. Na początek pokarzę Ci jak osiodłać konia.
Po kilku godzinach potrafiłam już osiodłać konia,wsiąść na niego i jeździć. Wyglądało to trochę śmiesznie. Ale jak na pierwszy raz czułam się świetnie. Czas mijał bardzo szybko i przyjemnie. Nate jest bardzo miły,w jego towarzystwie czuję się wspaniale. Przy nim zapominam o wszystkim co mnie spotkało. Czasami zdarza mi się zapomnieć,że jestem wampirem.
Po tygodniu jeździłam jak zawodowiec. Fakt,tylko ja tak uważałam. Ale to mało istotne.



*********************************************************************************************
Mam nadzieję,że się Wam spodoba.Liczę na Wasze opinię! Pozdrawiam :)


czwartek, 22 sierpnia 2013

V ZA PRZYJACIÓŁ

           V ZA PRZYJACIÓŁ

Obudziłam się,słysząc rozmowy na dole. Z trudem podniosłam się z łóżka. Nie wiele pamiętałam z wczorajszego wieczoru. Czułam jedynie ból w sercu,gdyż jedyne co chodziło mi po głowie to Tyler i Hayley. Zaspana zeszłam na dół. Przy stole,w salonie siedziała mama z Eleną.
-Caroline,córeczko jak Ty wyglądasz?Dobrze się czujesz?-Zapytała przerażona mama.
-Tak wszystko w porządku,miałam ciężką noc.
Elena spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Nie uwierzyła w to co powiedziała mamie.
-Kochanie muszę już iść. Będę wieczorem. Udanego dnia dziewczynki.
-Dziękujemy pani szeryf!-Krzyknęła Elena.
Zaraz potem drzwi się zamknęły. Było tylko słychać warkot silnika radiowozu,który znikał powoli wraz z odległością.
W mgnieniu oka Elena znalazła się obok mnie.
-Co się dzieje?Chyba nie myślałaś,że uwierzyłam w to co mówiłaś mamie.
Poczułam jak łzy zaczynają napływać mi do oczu,a serce rozłamuje się na pół.
-Tyler,zdradził mnie z Hayley!Przyłapałam ich w łóżku!-Krzyknęłam.
A łzy popłynęły mi niczym woda z wodospadu.
-Tak mi przykro.-Powiedziała Elena. Przytulając mnie mocno do siebie.
-Dobra,nie rozczulajmy się tak. Dam sobie radę. Ważniejszy jest teraz Stefan.-Powiedziałam.-Powiedz lepiej, czy Bonnie wie coś na temat tej księgi?
-Chodź my pensjonatu. Czekają na nas,tam dowiemy się czegoś.
-Poczekaj chwilę muszę doprowadzić się do porządku.
W wampirzym tempie wzięłam prysznic i przebrałam się w czysty T-shirt i granatowe rurki. Po chwili mogłyśmy już iść.
Gdy dotarłyśmy na miejsce w salonie czekali na nas Bonnie,Jeremy i Damon. Ucieszyłam się na widok przyjaciół. Bonnie powiedziała wszystko co wie o księdze.
-Babcia mówi,że to jedna z najstarszych ksiąg czarownic Bennett. Jednak zaginęła setki lat temu. Jak widać Katherina ją wywęszyła.-Dziewczyna zaśmiała się.
Uznaliśmy,że nie mamy czasu na szukanie Katheriny. Mogło by to zająć wieki. Kto,jak kto ale ona potrafi się ukrywać. Długo siedzieliśmy i rozmawialiśmy o tym,jak uwolnić Stefana. Sytuacja nie była łatwa. Ostatecznie uznaliśmy,że ja i Damon zakradniemy się do domu pierwotnych. Elena będzie czekała na nas w wozie,a Bonnie i Jeremy zorganizują krew. Po ułożeniu planu wyszliśmy z budynku.
Był już zachód słońca. A my znajdowaliśmy się w lesie przy domu pierwotnych. Zauważyliśmy, jak Kol i Rebekah wychodzą,szybko oddalając się.
-Najprawdopodobniej w domu został tylko nasza hybryda. Każdy wie co ma robić. Ruszajmy,to nasza jedyna szansa.-Powiedział Damon.
Gdy znajdowaliśmy się w środku moje serce waliło jak oszalałe. Wiedziałam,że jak tylko Klaus zorientuje się,że jesteśmy w środku,to wyrwie nam serca. Najszybciej jak się tylko dało znaleźliśmy przyjaciela. Pokój, w którym się znajdował był duży,miał szare ściany,małe okienko i tylko dwa krzesła. Z sufitu wystawały haki i łańcuchy. Pokój nie należał do przytulnych.
Stefan,był przywiązany łańcuchem do ściany. Było widać jak bardzo jest wyczerpany. Gdy uwolniliśmy go ledwo trzymał się na nogach. Damon pomagał bratu iść w stronę wyjścia. Znajdując się już przy drzwiach,na drodze stanął nam Niklaus we własnej osobie.
Patrzył na nas wściekłym,zimnym wzrokiem. W ręku ściskał drewniany kołek. Jednak nic nie mówił,po prostu stał i się przyglądał.
Jednym okiem spojrzałam na Stefana,ledwo stał. Ostatkiem sił trzymał się Damona.
Nagle pierwotny warknął,wystawił kły i ruszył w naszą stronę. Wziął zamach i chciał wbić kołek w serce Stefana. W tej samem chwili,nie wiedząc czemu stanęłam mu na drodze. Chroniąc przyjaciela przed śmiertelnym ciosem. Nie mogłam dopuścić do tego aby Stefan zginął.
Pierwotny wampir zatrzymał się tuż przede mną.
To już koniec pomyślałam. Ze strachu, serce waliło mi jak klapa od śmietnika. Jednak on spojrzał tylko w moje oczy,uśmiechnął się szelmowsko,po czym odszedł.
Nie wiele myśląc uciekliśmy najszybciej jak się dało. W samochodzie czekała zniecierpliwiona Elena. Podczas drogi powrotnej Stefan wypił krew i poczuł się lepiej.
-Dziękuję. Dziękuję Wam bardzo,nie wiem ile jeszcze bym wytrzymał.-Powiedział Stefan,przerywając panującą ciszę.
-Przyjaciele powinni sobie pomagać.-Powiedziałam uśmiechając się pogodnie.
-Pamiętaj bracie,jedyną osobą,która może Cię zabić jestem Ja.-Powiedział Damon,uśmiechając się zawadiacko do brata.
-Tak,pamiętam.-Odpowiedział mu Stefan.
W pensjonacie Damon nalał wszystkim burbon,wznosząc toast.
-Za przyjaciół!-Krzyknął.
-Za naszą przyjaźń.-Dodała Elena.
-Za powrót Stefana.-Dodałam.
Przechyliłam szklankę,wypijając zawartość jednym łykiem. Poczułam jak alkohol uderza mi do głowy. Było to miłe uczucie.
-To może zadzwonię po dziewczyny i uczcimy powrót Stefana.-Powiedział Damon i spojrzał na swoją dziewczynę.
-W takim razie będę spała poza domem.-Powiedziała brunetka,kierując się w stronę wyjścia.
-Żartowałem.-Powiedział Damon,zatrzymując dziewczynę.
Gdyby nie to,że Damon jest po uszy zakochany w Elenie,a ona w nim,najprawdopodobniej zadzwoniłby po dziewczyny. Pomyślałam uśmiechając się pod nosem.
-Muszę już iść,bawcie się dobrze.-Powiedziałam wychodząc.

Wracając do domu myślałam,o tym co wydarzyło się w ciągu ostatnich dni. Doszłam do wniosku,że muszę odpocząć. Wyjechać gdzieś na kilka dni. Gdzieś gdzie nie będzie wampirów,wilkołaków,hybryd,czarownic i żadnych innych istot nadprzyrodzonych. Gdzieś,gdzie nikt nie będzie wiedział czym jestem i będę mogła naprawdę odpocząć. Tylko gdzie? Wtedy dostałam olśnienia. Pojadę do taty na kilka dni. Tata mieszka na wsi,ma tam małe ranczo. Konie,pola,łąki i te sprawy. To jest to,pomyślałam.

Gdy dotarłam do domu,mamy jeszcze nie było. Postanowiłam poczekać,aż wróci i powiedzieć jej o moich planach. Rozłożyłam się na kanapie i zaczęłam rozwiązywać krzyżówki. Po jakimś czasie usłyszałam zbliżające się kroki i poczułam zapach mamy. Uśmiechnęłam się do siebie. Dobrze jest mieć takie zdolności,nie trzeba iść i sprawdzać kto stoi pod drzwiami.
-Caroline,Ty jeszcze nie śpisz?Jest bardzo późno.-Powiedziała mama,widząc mnie na kanapie.
-Tak,wiem mamo. Czekam na Ciebie. Chciałabym Ci coś powiedzieć.
-Coś się stało? Wiesz,że zawsze możesz mi się wygadać.
-Wiem,dziękuję.-Poczułam jak łzy napływają mi do oczu.-Tyler mnie zdradził mamo. Po tym wszystkim co dla niego zrobiłam. Po tym jak mu pomagałam przejść przez to wszystko. A on mnie zdradził! I to z kim,z tą flądrą Hayley!
Po wygadaniu się mamię zrobiło mi się odrobinę lżej.
-Przykro mi skarbie.-Mama przytuliła mnie,głaszcząc po głowie.-Na pewno znajdziesz kogoś,kto będzie kochał Cię ponad wszystko. Jesteś mądra,piękna i młoda. Masz przed sobą całą wieczność.-Powiedziałam,uśmiechając się.
-Masz rację. Dziękuję Ci. Chciałam Ci jeszcze coś powiedzieć. Postanowiłam wyjechać do taty na kilka dni. Muszę odpocząć i poukładać sobie wszystko. Chyba nie masz nic przeciwko?-Spojrzałam na mamę.
-Oczywiście,że nie mam. Jedź na pewno dobrze Ci to zrobi. Odpoczniesz,zregenerujesz siły i wrócisz.
-Tak,na pewno tak się stanie. A teraz idę już spać. Muszę rano wstać i się spakować. Dobranoc mamusiu.
-Dobranoc córeczko. Kocham Cię.
Po rozmowie z mamą poszłam do pokoju. Już nie czułam takiego smutku. Wyjęłam walizkę i usiadłam na łóżku. Uznałam,że jestem zbyt zmęczona aby dzisiaj się pakować Wzięłam koszulkę,spodenki i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się do snu.
Wskoczyłam na łóżko,kładąc głowę na moim ulubionym jasieczku. Zastanawiałam się dlaczego Klaus mnie dzisiaj nie zabił. Dlaczego tak po prostu pozwolił nam odejść. Przecież nie daliśmy mu księgi z zaklęciem,na którym tak mu zależy. Co kombinuje teraz,on nie odpuszcza tak po prostu.
Nie wiedząc kiedy odpłynęłam we śnie.

***********************************************************************************
Dziękuję za komentarze!! Cieszę się,że czytacie moje wypociny. :P
Mam nadzieję,że ten rozdział zachęci Was i zajrzycie do mnie jeszcze.
Pozdrawiam Was serdecznie :)


wtorek, 13 sierpnia 2013

IV JAK ON MÓGŁ


Tak jak obiecałam,dodaje kolejny rozdział.

                                   IV JAK ON MÓGŁ
Gdy wstałam niebo było zachmurzone. Zegar na stoliku wskazywał 9:00. Dziwne myśli ogarniały moją głowę. Byłam przekonana,że dzisiejszego dnia coś się wydarzy. Coś co na pewno nie będzie miłe. Po kilku minutach byłam już w łazience. Po wyjściu, ubrałam się w zieloną sukienkę i zrobiłam delikatny makijaż. Schodząc na dół modliłam się aby w lodówce była jakaś torebka z krwią. Ku mojemu zdziwieniu była i to nie jedna. Kochana mama pomyślałam.
Po wypiciu szklanki z czerwonym napojem,usiadłam na kanapie w salonie. Pstrykając pilotem szukałam czegoś,co mogłabym obejrzeć w TV. Jednak nic nie przykuło mojej uwagi. Postanowiłam wiec zadzwonić do Tylera. Jednak nie odbierał telefonu. Po dłuższym namyśle,uznałam że pojadę do niego z niezapowiedzianą wizytą. Szybko wzięłam torebkę,telefon,oraz klucze i wyszłam.Nie mogłam się doczekać kiedy wpadniemy sobie w ramiona,obdarzając się gorącymi pocałunkami.
Droga zajęła mi 10 minut. Pod domem Tylera stało jego auto,więc był w domu. Po cichu weszłam do środka. Na dole nie było nikogo.
-Tyler,jesteś w domu?!-Zawołałam. Ale nie uzyskałam odpowiedzi. Usłyszałam jakieś dźwięki,dobiegały z sąsiedniego pokoju. Postanowiłam to sprawdzić. Podeszłam do drzwi otwierając je powoli. To co zobaczyłam było jak uderzenie pioruna.
Tyler i jego nowa przyjaciółka Hayley zabawiali się w łóżku. Wściekła,wpadłam z krzykiem do pokoju. Miałam ochotę wyrwać im serca. Powstrzymałam się w ostatniej chwili,uznając że nie są tego warci.
-Caroline,to nie tak jak myślisz!-Krzyknął Tyler.-Ja Ci to wszystko wytłumaczę!
-Nie chcę słuchać Twoich żałosnych tłumaczeń,i nie chcę Cię widzieć!-Krzyknęłam wybiegając z domu.
Gdy tylko wsiadłam do samochodu poczułam jak łzy płynął po policzkach. Byłam zrozpaczona,wściekła i zawiedziona. Miłość mojego życia,teraz już była miłość złamała mi serce.
Miałam ochotę iść i wbić swoje kły pierwszej,lepszej,napotkanej osobie. Pijąc jej krew aż umrze. Jednak coś we mnie,nie pozwalało mi tego zrobić. Mimo mojej wampirzej naturze nie mogłam zrobić tego żadnemu człowiekowi.
Ostatnio między nami nie było dobrze. Ale jak można zdecydować o zakończeniu związku,zdradzając? Czułam złość,jednak oprócz jej,czułam wewnętrzną ulgę. Może mi i Tyler`owi nie było pisane. Może lepiej,że nasze rozstanie nadeszło teraz,a nie za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat.
 Wiem jednak,że gdzieś tam,czeka na mnie ten jedyny.-Gadałam sama do siebie,jak jakaś wariatka.
Postanowiłam się napić. Zatopić wszystkie swoje smutki w alkoholu. Wiedząc,że to i tak nie pomoże na długo,tylko w ostateczności doprowadzi do bólu glowy,postanowiłam zaryzykować. Odpaliłam silnik i pojechałam do Grill'a.
Wchodząc do środka czułam  zapach alkoholu,unosił się w całym budynku. Spojrzałam na bar,na moje szczęście nie było Matta w pracy. Nie chciałam aby widział mnie w takim stanie.
-Whisky,proszę.-Powiedziałam do barmana.Chłopak nic nie mówiąc nalał mi podwójną whisky.-Na koszt firmy.-Powiedział.
-Dzięki.Wzięłam szklankę i poszłam do stolika w kącie. Muszę wyglądać naprawdę strasznie,skoro barman lituje się i daje mi drinka za darmo.Byłam już po kilku drinkach,gdy zadzwonił telefon.-Halo.-Powiedziałam. Poczułam,że mój język powoli odmawia mi posłuszeństwa.-Caroline,tu Elena. Wszystko w porządku ?Chciałam Ci tylko powiedzieć,że już wracamy.-OK. Zobaczymy się jutro,jestem trochę zajęta.-Powiedziałam i rozłączyłam się.Już miałam wstawać,kiedy usłyszałam znajomy głos. To był Klaus.-Witaj Caroline.-Powiedział delikatnym głosem.-Słyszałem,że byłaś u mnie pod domem. Chciałem przeprosić Cię za Kola. Jest bardzo porywczy.-Och tak,bardzo-Przyznałam.-Ale u Was w rodzinie to chyba wszyscy tak mają.
Czekałam,aż pierwotny wyrwie mi serce ze złości. Jednak na jego twarzy nie było widać gniewu. Przyglądał mi się uważnie,delikatnie uśmiechając się.
-Pewnie chcieliście się dowiedzieć,co ze Stefanem. Więc,powiem Ci że żyje,i oddam Wam go gdy tylko dostarczycie mi księgę.-Powiedział,uśmiechając się.-Dziękuję za informację. Teraz jednak muszę już iść.-Powiedziałam,kierując się w stronę wyjścia.Nagle poczułam jak nogi uginają się pode mną. Zatrzymałam się na  chwilę  łapiąc pion,po czym ruszyłam dalej. Gdy znalazłam się przy samochodzie,poczułam powiew wiatru.-Pozwól,że Cię odwiozę.-Odezwał się Klaus,tuż za moimi plecami.-Dziękuję,ale poradzę sobie sama.-Powiedziałam,starając się zabrzmieć groźnie. Chociaż ciężko mi się rozmawiało i musiało brzmieć to jak jeden wielki bełkot.
-Przykro mi,ale nie mogę pozwolić abyś prowadziła w takim stanie Caroline. Mogłabyś zrobić komuś krzywdę.
W mgnieniu oka zabrał mi kluczyki,otwierając drzwi od strony pasażera. Uśmiechając się szeroko,pokazał mi abym wsiadała. Nigdy wcześniej nie widziałam Klausa uśmiechającego się tak pogodnie. Nie wiedziałam nawet,że ma tak cudowny uśmiech, i tak niebieskie oczy. Z lekkim strachem wsiadłam do samochodu. Całą drogę milczeliśmy. Gdy dojechaliśmy,Klaus otworzył mi drzwi,pomagając wysiąść. Facet ma klase pomyślałam.
-Dobranoc Caroline.-Powiedział.Czułam jak  wzrokiem odprowadza mnie w stronę domu. Gdy otworzyłam drzwi,odwróciłam się,ale jego już tam nie było. Weszłam po cichu do środka. Mama już spała. Gdy dotarłam do pokoju padłam na łóżko.  Byłam zmęczona,pijana i zraniona. Leżąc na łóżku długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym co zrobił mi Tyler,jak i o miłym uśmiechu Klausa. W dodatku bardzo kręciło mi się w głowie,co utrudniało zaśnięcie. Nie pamiętam  kiedy i jak zasnęłam.

III MISJA ZWIADOWCZA


III MISJA ZWIADOWCZA

Postanowiłam pojechać pod rezydencję pierwotnych i rozejrzeć się. Liczyłam na to,że zobaczę Stefana. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam przed siebie.
 Droga prowadziła przez las,a na końcu której znajdowała się rezydencja Mikaelson`ów. Była to największa i najpiękniejsza rezydencja w mieście. Był tam piękny,duży ogród z mnóstwem kwiatów i drzew.Posiadłość jak z bajki.
Tylko zamiast rodziny królewskiej,mieszkała tam rodzina najstarszych, i najbardziej przerażających,krwiożerczych wampirów.
Gdy dojeżdżałam na miejsce ogarną mnie przeraźliwy strach.
Wiał silny wiatr,a sowy pohukiwały. Co powodowało,że zaczynałam się bać coraz bardziej. Nie wiedziałam,czego mam się spodziewać. Odwagi dodawała mi myśl,o uwięzionym i cierpiącym  przyjacielu. Najciszej jak potrafiłam podeszłam do okna salonu. Wspięłam się na palce i zajrzałam do środka. Jednak nikogo tam nie widziałam. W środku było zupełnie ciemno i cicho.
Nagle poczułam silny uścisk za ramię. Odwróciłam się. Za moimi plecami stał Kol. Patrzył na mnie wściekłym wzrokiem.
Widziałam człowieka,może czwarty raz na oczy,a już go nie cierpiałam.
-Czego tu szukasz?!!-Krzykną nagle. Ściskając jeszcze mocniej.
Usłyszałam,jak trzaskają mi kości,a tętno znacznie przyśpieszyło.
-Chciałam tylko sprawdzić co ze Stefanem. Czy jeszcze żyje?-Wydukałam z trudem.
 Ból ręki stawał się silniejszy. A Kol ściskał jeszcze mocniej.
-Jeszcze. A jak długo zależy od Was. Mój brat uważa,że nie zostawicie Stefana. Ja jednak bym go nie ratował. Nie widzę potrzeby.
-Od nas?-Zapytałam zdziwiona,a zarazem przerażona.-Wyobrażałam sobie,w jakim strasznym stanie jest Stefan. Jak bardzo musi być wyczerpany i obolały.
-Tak. Niklaus chce coś,co ukradła mu Katherina. A wy chcąc uratować Stefana,przyniesiecie mu to.-Dodał,śmiejąc się przy tym głośno.
Kol miał rację. Nie zostawimy przyjaciela w ich rękach. Zrobimy wszystko aby go uwolnić.
-Więc,co jest takie cenne,bez czego Klaus nie może żyć? Czemu sam nie może zdobyć tego? Potrafi tylko wysługiwać sie innymi. Za kogo on sie uważa!
-To księga,w której jest zaklęcie. Dzięki niemu mój brat mógłby tworzyć swoich mieszańców,bez krwi Eleny. Od kiedy Elena stała się wampirem,Klaus jest wściekły,nie mogąc tworzyć swojej armi.-Kol zamilkł na chwilę,wyraźnie myślał nad czymś.
-W sumie też bym był zły. Gdyby jakaś banda zasmarkanych wampirków pokrzyżowała mi plany.-Dodał po chwili.
-A teraz wynoś się stąd!-Krzykną i rzucił mną o drzewo.
Uderzenie było bardzo silne. A drzewo złamało sie jak zapałka,opadając na ziemię. Poczułam straszny ból. Jedna gałąź przebiła mi udo. Wyciągnęłam ją,ciesząc się,że rany u wamirów szybko się goją.
Kiedy się podniosłam Kola już nie było. W salonie zapaliło się swiatło. Postanowiłam zajrzeć jeszcze raz. Tym razem miałam więcej szczęścia. W salonie na ogromnej kanapie siedział Klaus. W ręku trzymał szklankę z krwią.
Był czymś bardzo zdenerwowany.
Po chwili w salonie obok brata pojawił się Kol. Mężczyźni rozmawiali o czymś. Jedak musieli używać jakiegoś innego języka,gdyż nie zrozumiałam ani słowa.
Sądząc po reakcji Klausa rozmowa nie była miła. Wściekł się tak bardzo,że mało brakowało a wyrwałby bratu serce z piersi.
 Na szczęście,pojawiła się Rebekah i uspokoiła brata.
 Ja natomiast szybko wsiadłam do samochodu i odjechałam. Gdy byłam już w domu zadzwoniłam do Eleny i opowiedziałam  czego się dowiedziałam i jak potraktował mnie Kol.
Miałam ochotę skopać mu tyłek. Jednak wiedziałam,że jest za silny dla mnie. Mógłby wyrwać mi serce bez mrugnięcia okiem.
-Dzięki za informację. Jedziemy właśnie po Bonnie i Jeremiego. Uważaj na siebie proszę. Pa.
Spojrzałam na zegar,pokazywał 2:30. Byłam bardzo zmęczona.
Wzięłam szybki prysznic,przebrałam się i położyłam się spać.
Długo czekałam na sen. Kręciłam się z boku,na bok. Przed oczami ciągle miałam wściekłą twarz pierwotnego wampira. Jego wyraz twarzy,oraz słowa które powiedział nie dawały mi zasnąć.

*********************************************************************************

W związku z tym,że ten rozdział wyszedł mi jakiś krótki,postaram się jeszcze dziś dodać kolejny. Mam nadzieję,że się Wam podobało. Pozdrawiam :-)

niedziela, 11 sierpnia 2013

II WRÓCILI

Witam. Dziękuje za wszystkie wasze komentarze. Wiele one dla mnie znaczą. Obiecuję poprawę. :-)
Zapraszam na kolejny rozdział.Mam nadzieję,że również się Wam spodoba.

                                                   II WRÓCILI

Błyskawicznie zatrzymałam auto patrząc w strone dziewczyny.
-Co się stało?
-Widziałam Kola,stał tam,za drzewem.
-To nie możliwe,przecież rodzina pierwotnych wyjechała.
-Wiem,ale jestem pwena w 100%,że Kol tam stał.
Popatrzyłam na przyjaciółkę ,która była tak pewna tego co widziała,że obleciał mnie strach na samą myśl o tym,że oni znowu wrócili. Gdy dojechałyśmy do pensjonatu Damona jeszcze nie było. Weszłyśmy do środka,rozsiadając się na brązowej,skórzanej kanapie.Po krótkiej chwili pojawił się Damon. We włosach miał liście,a jego czarna kórtka była cała w błocie. Nie mogąc się powstrzymać wybuchłam głośnym śmiechem.
-Co Ci się stało?-Zapytała Elena gdy zobaczyła swojego chłopaka w takim stanie.
-Spotkałem Rebekah Mikaelson we własnej osobie,więc postanowiłem skorzystać z okazji i dowiedzieć się czegoś. Jednak jak widać niczego się nie dowiedzałem. A wy jak,wiecie coś?
-Więc oni wrócili.-Wydukała z przerażeniem Elena.-Widziałam Kola.
-Jednak nie wiemy czy wrócili wszyscy,czy tylko ta dwójka,i nie wiemy po co.-Powiedziałam.
-Nie wiemy też gdzie jest mój brat,i czy wogóle jeszcze żyje.
-Musimy go znaleść.-Powiedziała Elena,ze łzami w oczach.-Znaleść i przyprowadzić do domu.
-Mam pomysł.-Powiedziałam,wyjmując telefon z kieszeni.-Zadzwonię do Tylera. Może on coś wie,w końcu był kiedyś przywiązany do Klausa.
Po kilku sygnałach Tyler odebrał telefon.
-Cześć kochanie,wróciłeś już do domu?-Spytałam.-I jak mecz kto wygrał?
-Cześć,tak wróciłem przed chwilą,oczywiście my wygraliśmy,nie mieli żadnych szans.
-To świetnie,a wiesz może co ma w planach Klaus?Widzieliśmy dzisiaj Kola i Rebekah w mieście.
-Słyszałem tylko,że złapał jakiegoś wampira,a jego czarownica tortutuje go próbując dowiedzieć sie gdzie jest Katherina.Podobno ma ona coś,co bardzo chce mieć Klaus.
-Dziekuję,bardzo nam pomogłeś.Do zobaczenia później.-Powiedziałam i rozłączyłam się.
-Słyszeliście,więc nie muszę nic powtarzać. Tym złapanym wampirem jest na pewno Stefan. Trzeba dowiedzieć się co ma Katherina. A to jest zadanie dla Ciebie Damon.-Powiedziałam patrząc na wampira.
Damon szybko chwycił telefon do ręki,i po 2 sygnałach odezwała się wampirzyca.
-Damon,co za niespodzianka. Stęskniłeś się za mną?
-Oczywiście,że nie.Jesteś trochę za stara dla mnie.Ale chciałbym się dowiedzieć co masz takiego? Co Klaus tak bardzo pragnie dostać?
-Och,widzę że wieści szybko się roznoszą. Czyżby nasza hybryda mocno się wściekła?-Powiedzała drwiącym głosem.
-Wydaje mi się,że bardzo. A przynajmniej na tyle,aby uwięzić Stefana i torturować go.
-Przykro mi.-Zaśmiała się.-Ale nie mogę Wam pomóc. Muszę dbać o siebie,wiesz jak to jest.
Nie mówiąc już nic więcej,rozłączyła się.
-Katherina nie pomoże nam. Nie mamy wyjścia musimy przerwać wakacje Bonnie i Jeremiemu. Potrzebna nam czarownica. Może ona będzie w stanie namierzyć Katherine. A wtedy pojadę do niej i wyciągnę informacje. Po dobroci lub siłą.-Powiedział Damon,uśmiechając się pod nosem.
Spojrzałam na zegarek,była już 23:00.
-Muszę już iść. Widzimy się jutro.-Powiedziałam,otwierając drzwi.
Gdy wyszłam na podwórko,niebo było ciemne. Łzy smutku i bezradności same napływały mi do oczu. Biedny Stefan,pomyślałam o przyjacielu. Nawet nie wiem czy jeszcze żyje.

czwartek, 8 sierpnia 2013

I Z POZORU SPOKOJNA NOC


                                              I   Z POZORU SPOKOJNA NOC
Był piękny wiosenny wieczór dlatego razem z Eleną postanowiłyśmy wybrać się na polowanie do lasu.Wszyscy robimy tak od pewnego czasu, gdyż krew w szpitalu w Mystic Falls jak i w innych w pobliżu była bardziej strzeżona, a pracownikom podawana werbena.
Usłyszałam pukanie do drzwi,w wampirzym tępie zeszłam na dół otwierając je.To była Elena.
-Cześć-powiedzała z uśmiechem na twarzy.
-Hej,gotowa na małe polowanko?
-Z Tobą zawszs,chociaż szczerze mówiąc mam już dosyć tej zwierzęcej krwi,jednak mus to mus.
-To, w którym lesie będziemy dzisiaj ganiały się za króliczkami?-zapytałam śmiejąc się.
-Może w tym koło starego  cmentarza,przy okazji odwiedziłabym grób rodziców.
-Ok.
Szłyśmy powoli ciesząc się piękną i spokojną nocą.Na niebie nie było dzisiaj żadnej chmurki,widać było wszystkie gwiazdy,a wiatr delikatnie poruszał gałęziami drzew.Była to jedna z przepięknych nocy,którymi było dane nam się ostatnio rozkoszować.Kiedy Klaus i jego rodzina wyjechali z miasteczka było tu naprawdę spokojne i miło.
Gdy poczułyśmy się już najedzone uznałyśmy, że  pójdziemy do baru.Kiedy dotarłyśmy prawie na miejsce,zadzwonił mój telefon.
Wyjełam go z kieszeni,szybko odbierając.
-Caroline,jest z Tobą Elena?-usłyszałam głos zdenerwowanego Damona.
-Tak jest,czy coś się stało?-szybko zapytałam.
-Tego jeszcze nie wiem,przyjdzcie szybko do pensjonatu.-powiedzał i sie rozłączył.
Elena spojrzała na mnie przerażonym,a zarazem pytającym wzrokiem.Nic nie mówiąc wzięłyśmy się za ręce,używając wampirzych przywilejów ruszyłyśmy do pensjonatu Salvatorów.Po minucie byłyśmy już na miejscu,Damon czekał na nas w drzwiach.
-Dłużej się nie dało-powiedzał wpuszczając nas do środka.
-Daruj sobie Damon,lepiej powiedz co się stało przez telefon wydawałeś się być zdenerwowany.
-Ja zdenerwowany,ja nigdy nie jestem zdenerwowany,chyba coś z Tobą nie tak blondyno.
-Dosyć!!-wrzasnęła Elena.-Czy wy chociaż przez chwilę możecie przestać zachowywać jak dzieci?!
Oboje przenieśliśmy wzrok na Elene,która aż kipiała ze złości.
-Oczywiście,że mógłbym przestać ale nie jestem pewny czy blo...
-Stop!-Elena przerwała mu w połowie zdania-nie chcę tego dłużej słuchać,lepiej powiedz co się stało.
Patrzyłam na przyjaciółkę nie poznając jej,nigdy wcześniej nie widzałam żeby aż tak sie denerwowała.Pewnie to ta zwierzęca dieta tak na nią wpływa,pomyślałam uśmiechając się sama do śiebie.
-Ach,no tak-zaczął powoli Damon.-Więc chodzi o Stefana,a mianowicie o to że nigdzie go nie ma.Wyszedł na polowanie 2 godziny temu i jeszcze nie wrócił,a jak dobrze wiemy on tyle czasu nie poluje.Coś się stało, braterska intuicja mi to mówi.
-A dzwoniłeś do niego?-Zapytałam
-Nie wiesz nie dzwoniłem,aż taki głupi nie jestem jak Ci sie wydaje.Stefan nie odbiera telefonu,jak jesteś taka mądra sama zadzwoń a się przekonasz.
Jejku jak ja go nie cierpię.Co Elena wogóle w nim widzi.Zarozumiały typek ,co myśli że wszystko wie najlepiej.
-Dobrze-odezwała się Elena.-Więc pójdziemy go poszukać.Ja i Caroline sprawdzimy centrum miasta i zajrzymy do Mystic Grill.A Ty sprawdzisz pobliskie lasy.Widzimy się tu z powrotem za godzine.
Nie mówiąc nic już więcej wyszliśmy na poszukiwania Stefana.
Przeszukałyśmy całe miasto wzdłuż i wszerz,jednak nigdzie nie było nawet śladu pozwalającego stwierdzić że Stefan tu był.Nikt też go dzisiaj nie widział.Byłyśmy już tak zmęczone że do Grilla pojechałyśmy moim samochodem.Wchodząc do środka miałysmy nadzieje,że on tam jest.Jednak rozczarowałyśmy się bardzo gdyż Matt powiedzał,że dzisiaj go tu nie było.
-W tak razie nalej nam wodki z colą-powiedzałam.
-A dlaczego szukacie Stefana,coś się stało?-Zapytał Matt stawiając przed nami szklanki.
-Nigdzie go nie ma i nikt go dzisiaj nie widział-powiedzała smutno Elena.-jedyna nadzieja że Damon się czegoś dowiedzał.
-Jeżeli coś będę wiedzał to dam wam znać,a teraz sorry ale muszę wracać do pracy.
Wypiłyśmy drinki i ruszyłyśmy w strone samochodu.Droga do pensjonatu braci Salvatore dłużyła się jak nigdy,jechałyśmy w kompletnej ciszy, każda z nas była myślami gdzieś daleko.Z myśli wyrwał mnie krzyk Eleny.
-Stój!!-krzyknęła