piątek, 12 września 2014

XXIII PODRÓŻ

                                                                   XXIII PODRÓŻ

Obudziło mnie słońce, które świeciło mi prosto w oczy. Klausa już nie było, musiał wyjść kiedy zasnęłam. Moją uwagę przykuła karteczka przyczepiona do lustra mojej toaletki.

Spałaś tak słodko, że nie miałem serca aby Cię obudzić. Do zobaczenia późnej.
                                                                                                                 Klaus

To było słodkie. Czułam się wspaniale, wprawdzie nie wiedziałam  czy to coś poważnego ale byłam szczęśliwa. W głębi duszy miałam nadzieję, że to będzie trwało wiecznie. Chciałam spróbować mimo lekkich obaw. Wiedziałam, że może to się nie spodobać mojej rodzinie jak i przyjaciołom. Szczerze mówiąc teraz mało mnie to obchodziło.
Szybko pobiegłam do łazienki, dzisiejsza kąpiel trwała wyjątkowo długo. Leżałam w wannie pełnej piany i bujałam w obłokach, myślami byłam gdzieś daleko.
Po kąpieli użyłam mojego nowego balsamu o kokosowym zapachu. Starannie wsmarowałam go w każdy kawałek mojego ciała. Założyłam krótką, zieloną spódniczkę i białą bluzkę z dość głębokim dekoltem. Do tego założyłam białe tenisówki. W stroju czułam się lekko i wygodnie. Miałam nadzieje, że te kilka centymetrów mniej materiału przykuje uwagę Klausa. Zbliżała się czternasta, czyli godzina spotkania u Salvatorów.
W związku z tym, że moje auto stało u mechanika ruszyłam w drogę pieszo.
- Caroline. Widzę, że Ty również tryskasz szczęściem. Klaus wręcz śpiewa od rana i jest miły wszystkim dookoła. Nie żeby mi to przeszkadzało. Coś Ty mu zrobiła? Nie poznaję własnego brata.
- Hmm... Szczerze mówiąc to ja nic nie wiem na ten temat. A może mówił Ci coś?
- Wy chyba zwariowaliście. Ale cieszę się, że Klaus w końcu jest szczęśliwy. Jemu również się należy. Przepraszam ale muszę już uciekać. Do zobaczenia.
Pożegnałam się z Rebekah i ruszyłam w dalszą drogę. W pensjonacie byli już wszyscy, którzy zostali wtajemniczeni w naszą sprawę. Klaus też już był, siedział w fotelu i pił burbon. Na stoliku stało nasze tajemnicze znalezisko. A cała reszta siedziała cicho i grzecznie niczym dzieci w przedszkolu, słuchając pani przedszkolanki. Wyglądało to komicznie, ledwo powstrzymałam się od śmiechu. Moje oczy od razu zatrzymały się na ustach Klausa, a serce przyśpieszyło.
Klaus uśmiechną się szeroko i gestem ręki pokazała abym usiadła mu na kolanie. Nie wiedziałam co mam robić, przecież nie zdążyłam im jeszcze powiedzieć.
- Spokojnie Care, my już  wszystko wiemy. Bardzo się cieszymy Waszym szczęściem. Nie musisz się krępować.- Stefan odwrócił się i uśmiechnął  przyjaźnie.
- No szybko, szybko blondi. On nie chciał zacząć bez Ciebie.- Dodał Damon.
Tylko Elena nie była tym zachwycona, ale jakoś miałam to w nosie. Podeszłam i usiadłam na kolanach. a Klaus objął mnie kładąc rękę na moim udzie.
- Pięknie pachniesz. - Szepnął mi do ucha.
- Och, no proszę Was. Do rzeczy, a później róbcie co chcecie.- Poganiał Damon.
- Więc tak. Dowiedziałem się, że ta Wasza skrzyneczka ma około  pięciu tysięcy lat. Czyli więcej niż my razem. Najprawdopodobniej znajduje się w niej serce najstarszego czarodzieja.
- No ale dlaczego jest tak szczelnie zamknięta?- Spytała Bonnie.
- Dlatego, że to nie był zwykły czarodziej. On zajmował się najczarniejszą magią. Nie bardzo wiem jeszcze, po co to potrzebne tej wiedźmie. Ale się dowiem. Jednak w tym celu muszę wyjechać na klika dni. Tak więc bardzo Was proszę  abyście schowali ją w bezpieczne miejsce.
- No dobra, a kiedy możemy spodziewać się więcej informacji?- Dopytywał Stefan.
- Przyjacielu, zrobiłeś się bardzo niecierpliwy. Postaram się jak najszybciej dowiedzieć się czegoś i zadzwonię do Ciebie. Mi również zależy na rozwiązaniu tej tajemnicy. A teraz wybaczcie, muszę się zbierać. Caroline, czy możemy  porozmawiać?
Wyszliśmy z pensjonatu i ruszyliśmy drogą prowadzącą do rezydencji Pierwotnych.
Słońce świeciło dziś wyjątkowo jasno, kwiaty pachniały intensywniej, a ptaki ćwierkały głośniej niż zwykle.
A może to tylko mi się to wydawało. Szliśmy powoli, noga za nogą, nie spiesząc się nigdzie.
- W związku z tym, że muszę wyjechać na kilka dni. Chciałbym się zapytać, czy nie miałabyś ochoty jechać ze mną? Sama mówiłaś, że nigdy nie wyjeżdżałaś. Pomyślałem więc, że to dobra okazja. A poza tym mielibyśmy czas dla siebie i nie musiałby martwić się o Twoje bezpieczeństwo.
- Mówisz poważnie? Naprawdę chcesz abym pojechała z Tobą?
- Oczywiście, że tak. Poznasz moich znajomych.
- A jeśli oni mnie nie polubią i będziesz miał kłopoty z mojego powodu. Nie chcę stwarzać Ci problemu.
- Chyba żartujesz, jakich problemów. Nie jesteś dla mnie żadnym problemem. I nie martw się, Ciebie nie da się nie lubić.- Klaus powiedział to i pocałował mnie delikatnie, a za razem bardzo czule.
Nie miałam wyjścia, musiałam się zgodzić. Chciałam się zgodzić.
- A kiedy wyjeżdżamy? Przecież ja muszę powiedzieć mamie i się spakować.
- Spokojnie kochana. Już wszystko załatwione, a Twoje rzeczy są już u nas.- Klaus uśmiechną się łobuzersko.
- No tak. Przecież spotkałam dzisiaj Twoją siostrę. Mogłam się domyślić, że coś jest na rzeczy. Była bardzo podekscytowana i śpieszyła się. Ale skąd wiedziałeś, że się zgodzę?
- Nie wiedziałem. Ale miałem nadzieję, że mój urok osobisty pomoże mi w przekonaniu Cię.
W salonie rezydencji stała moja walizka, była wypchana po brzegi.
Rebekah siedziała na kanapie z ogromnym uśmiechem na ustach.
- A ja byłam pewna, że Ci się nie ud jej namówić. No ale może dobrze, że jest inaczej bo trochę się namęczyłam podczas pakowania.- Wskazała na walizkę.
- Siostra, a załatwiłaś to o co Cię prosiłem?
- Oczywiście. Bilety leżą tu na stole. Samolot macie za dwie godziny, więc radzę się pośpieszyć. Ale nie martwcie się, odwiozę Was. Ruchy, ruchy.... Czekam w samochodzie.
Klaus wziął nasze walizki i włożył je do bagażnika.
 Droga na lotnisko minęła błyskawicznie.
 Już po chwili siedzieliśmy w samolocie. Nigdy nie latałam samolotem i szczerze mówiąc trochę się bałam. Klaus jednak był bardzo troskliwy i przez cały czas trzymał mnie za rękę, mówiąc jak pięknie pachnę.
Nagle samolot zaczął się trząść i machało nim na wszystkie strony.
 Byłam przerażona, modliłam się abyśmy tylko nie spadli. Fakt byłam poniekąd nieśmiertelna.
 Ale przecież podczas upadku mogłoby wbić mi się coś w serce, lub wyrwać je. Myślałam, że zginiemy. Klaus ani na chwilę nie puścił mojej ręki. Nawet gdy samolot znacząco się obniżył.

Przepraszamy państwa za niedogodności. Były to tylko lekkie turbulencje. Wszystko jest już opanowane. Życzymy miłego lotu.

Spojrzałam na Klausa. Minę miał jak dziecko, które oglądało coś zabawnego.

************************************************************************
Powstał kolejny rozdział. Przyznam, że nie było mi łatwo go napisać. Tak więc przepraszam za jego długość.
 Życzę wszystkim powodzenia w nowym roku szkolnym. :*