wtorek, 4 lutego 2014

XVI ZAKUPY

                                         XVI ZAKUPY

Gdy się obudziłam na podwórku było jeszcze ciemno. A ja nie wiedząc czemu nie mogłam spać. Słyszałam jak mama krząta się po domu, szykując się do pracy.
Po chwili usłyszałam cichutki stukot w parapet. Podeszłam do okna, to był deszcz. Nie znosiłam takiej pogody, wywoływała u mnie depresje. W dodatku mamy jechać na zakupy, a taka pogoda nie wpływałam na mnie dobrze.
Podeszłam do komody aby wyjąć czyste ubranie. Zauważyłam różę, którą dostałam wczoraj. To wywołało uśmiech na mojej twarzy. Po porannej toalecie zeszła na śniadanie. Właśnie leciał w telewizji program, a w nim cudne konie pasące się na łące. Od razu przypomniałam sobie ostatnie dni spędzone na ranczu.
Wtedy zadzwonił telefon. To była Elena.
- Caroline, gotowa na zakupy?
- Jasne, zaraz będę.
Pobiegłam na górę, usiadłam przed lustrem i zrobiłam makijaż. Zauważyłam kilka kropel krwi na koszulce. Zmieniłam ją szybko na czystą w kolorze niebieskim. Założyłam jedne z ulubionych par butów i wyszłam. Niebo wciąż było szare, wsiadłam do samochodu i pojechałam do pensjonatu Salvatorów. Zatrzymałam się pod drzwiami i zatrąbiłam. Po chwili z domu wybiegła Elena, była uśmiechnięta, wyraźnie miała dobry humor. - Wyglądasz okropnie.- Powiedziała, wsiadając do samochodu.
- Ale Ty wyglądasz kwitnąco. Mogę wiedzieć czym jest to spowodowane?
- Ja i Damon spędziliśmy cudowną noc na.....
- Dobra, dobra, nie chcę znać szczegółów.- Zaśmiałam się.
W sklepie świetnie się bawiłyśmy. Wybierałyśmy i przymierzałyśmy sukienki jak szalone. Jednak mimo tylu wspaniałych rzeczy, nie znalazłam niczego co by mi odpowiadało.
- Co się dzieje Care? Nic nie kupujesz?
- Jakoś dzisiaj nie jest dobry dzień na zakupy. Ale Ty musisz kupić tę sukienkę.
Była to kreacja z delikatnego materiału, w kolorze turkusowym. Długa, na cienkich ramiączkach, z odkrytymi plecami i rozporkiem do kolana.
- Wyglądasz cudownie.
- W takim razie biorę ją.- Dziewczyna chwyciła sukienkę i pobiegła do kasy.
Wychodząc ze sklepu wpadłyśmy na Rebekah.
- Dziewczyny, co za miła niespodzianka!- Krzyknęła.
- Och tak.- Mruknęła Elena.
- Widzę, że kupiłyście sukienki na bal. To znaczy Elena kupiła. A Ty Caroline? Czyżbyś nie wybierała się na tańce?
- Wybieram się, tylko nie znalazłam nic odpowiedniego. Impreza jest jutro, tak więc mam jeszcze trochę czasu.
- Care, musimy już iść. -Powiedziała Elena, idąc w stronę samochodu.
-Caroline, czy dziś też nas odwiedziesz? Niklaus na pewno się ucieszy!- Krzyknęła Rebekah i zniknęła za rogiem.
Nim dotarłyśmy do samochodu Elena rozpoczęła swoje kazanie.
- Odwiedzisz? Chyba się przesłyszałam!? Ty biegasz na herbatki do pierwotnych? Zwariowałaś? Oni chcieli nas zabić, zapomniałaś już o tym?!
- Daruj sobie. Byłam tam tylko raz. A poza tym Damon też chciał mnie zabić! Więc co mam go unikać?! Nie oceniaj mnie! Będę chodziła i robiła to co mi się podoba! To moje życie.
Droga do domu ciągnęła się w nieskończoność. Elena się obraziła i nie odzywała ani słowem.
Gdy zatrzymałam się pod pensjonatem, Elena chwyciła swoje rzeczy i nic nie mówiąc zniknęła za drzwiami. Słyszałam tylko jak żali się Damonowi, a on śmieje się w głos.
Trochę zrobiło mi się smutno. Moja najlepsza przyjaciółka obraża się na mnie z powodu pierwotnych. Zachowuje się jak zazdrosna pięcioletnia dziewczynka. Ja nie zamierzam stać w miejscu i trzymać się tylko Salvatorów, jej wyraźnie to odpowiadało. Ostatnio jak by mniej boję się Micaelsonów, a przynajmniej Klausa. Rebekah też zaczęła wydawać się bardziej ludzka, fakt zadzierała nosa, ale było to do zniesienia.
W domu usiadłam i zabrałam się za przeglądanie katalogów i stron internetowych w poszukiwaniu sukienki. Zaczynałam się już denerwować, bo nic nie przykuło mojej uwagi.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Podeszłam mozolnym krokiem i otworzyłam.
- Dobrze, że jesteś w domu. Zbieraj się, jedziemy na zakupy.
Stanęłam, patrząc z niedowierzaniem. To była Rebekah.
- Ty chcesz abym poszła z Tobą na zakupy?
- No tak. Chyba, że nie chcesz. Albo może masz inne plany?
-Spoko. Czekaj chwilę wezmę tylko rzeczy i możemy ruszać.- Uśmiechnęłam się.
Już po chwili pędziłyśmy jej sportowym czerwonym autem przez miasto.
-Dokąd jedziemy?- Zapytałam, gdy zauważyłam, że mijamy granicę Mistic Falls.
- Zobaczysz. Nil bardzo lubi ten sklep.- Zaśmiała się.
- Nik? A co on ma wspólnego z sukienkami. No chyba, że o czymś nie wiem.
- Prawdę mówiąc nic. Ale ten sklep to jeden z niewielu, który mu odpowiada kiedy idzie ze mną na zakupy. A poza tym dał nam swoją kartę.-Rebekah wyjęła kartę z kieszeni, machając ją w górze.
- To on chodzi z Tobą na zakupy?-Zaśmiałam się.
- Czasami, kiedy przegra zakład lub coś w tym stylu.
Po chwili wchodziłyśmy do sklepu. Wnętrze było białe, pachniało bzem, a wkoło wisiało mnóstwo ubrań.
W życiu nie byłam w takim sklepie i nie widziałam tylu przepięknych rzeczy. No może w gazetach. Podeszłam powoli do wieszaka i delikatnie aby niczego nie zniszczyć zerknęłam na metkę z ceną. To co zobaczyłam doprowadziło mnie do zawrotu głowy. A żeby było mało ta szmatka była przeceniona. Mój budżet zdecydowanie był za mały na zakup jakiejkolwiek rzeczy.
- Dalej, wybieraj co tylko chcesz. Klaus kazał kupić Ci co tylko zechcesz. Nie wiem co mu zrobiłaś bo dziwnie się zachowuje. Ale muszę powiedzieć, że bardzo mi się to podoba. Przynajmniej nie wyżywa się na mnie.
- Ja w ogóle nie wiem o czym Ty mówisz. Nic nie zrobiłam,
- Jasne.- Wampirzyca uśmiechnęła się pogodnie.
Zabrałyśmy się za zakupy. Biegałyśmy po sklepie jak szalone. Przymierzałyśmy sukienki, jedna po drugiej. Co dziwne obie świetnie się bawiłyśmy. Kto by pomyślał, że Rebekah jest świetnym kompanem. Zakupy z nią są o wiele bardziej przyjemniejsze niż z Eleną. Aż głupio to przyznać.
- Stój! Zaczekaj!- Krzyknęła Rebekah.- Obróć się. Wyglądasz przepięknie, powinnaś kupić tę sukienkę.
- Wiesz. Właśnie się nad nią zastanawiałam. Dzięki Tobie podjęłam decyzję. A Ty wybrałaś coś?
Dziewczyna odsunęła się na bok, a za jej plecami stało kilka toreb pełnych ubrań.
Rebekah wybrała jeszcze buty i dodatki pasujące do mojej sukienki. Całe nasze zakupy kosztowały Klausa sporą sumkę. Rebekah zapłaciła, i po chwili szłyśmy w stronę samochodu obładowane torbami.
- To właśnie dlatego zabieram brata na zakupy. Nie muszę wtedy nosić tego sama.
Wybuchłyśmy głośnym śmiechem, gubiąc przy tym kilka toreb.
- Powiedz dla Klausa, że oddam mu te pieniądze najszybciej jak to możliwe.
-Żartujesz? Jak chcesz to sama mu powiedz. Ja nie mam zamiaru się narażać. Wiesz czym by to się dla mnie skończyło? Nie jestem samobójczynią.
-Ok. Sama mu powiem przy okazji.. Dzięki za miłe popołudnie. Nie wiedziałam, że jesteś taka...
- No jaka?
- Taka sympatyczna.- Uśmiechnęłam się.
Gdy byłyśmy pod moim domem, wzięłam torby, pożegnałam się z koleżanką i weszłam do domu.
W mieszkaniu było ciemno. Najwidoczniej mama miała dużo roboty w biurze. Weszłam do pokoju, taszcząc torby. Przymierzyłam jeszcze raz sukienkę, buty i resztę dodatków. Rebekah ma gust pomyślałam i odwiesiłam sukienkę na wieszak. Próbowałam dodzwonić się do Eleny, jednak nie odbierała. Nie to nie. Skoro chce zachowywać się jak dziecko, to proszę bardzo..
Udałam się do łazienki, a później jak przystało na grzeczną dziewczynę spać.