środa, 16 lipca 2014

XX NADSZEDŁ TEN DZIEŃ

                                      XX NADSZEDŁ TEN DZIEŃ

Od rana biegaliśmy jak poparzeni po ogrodzie Salvatorów, dopinając wszystko na ostatni guzik.
 Nie mogliśmy pozwolić sobie na jakiekolwiek niedociągnięcia.
- Nareszcie koniec.- Powiedziałam sama do siebie, patrząc na efekty naszej ciężkiej pracy.
To dziś jest ten długo oczekiwany dzień. A mianowicie ślub Ricka i Jenny, który zorganizowaliśmy w ogrodzie pensjonatu. Pogoda jak na zamówienie, słonecznie i ciepło. Wszędzie dużo zieleni i mnóstwo kwiatów. Miejsce gdzie nasza para powie sobie sakramentalne TAK ustawiliśmy pod dwoma, wielkimi drzewami, a dookoła były kwiaty.
 Jenna bardzo lubi niebieski kolor, tak więc było ich dużo w niebieskich i białych barwach.
 Zamiast zwykłych krzeseł dla gości, specjalnie zamówiliśmy śliczne białe ławki, które również zostały przyozdobione kwiatami i balonami. Dzięki temu miało się wrażenie jakby miały zaraz oderwać się od ziemi i odlecieć.
Przez środek były rozsypane białe płatki. Miało być białe płótno ale Jenna uznała, że z jej zdolnościami zaczepi się o nie i jej wielkie wejście będzie mało efektywne, a goście umrą ze śmiechu.
 Po ceremonii wszyscy goście zostaną zaproszeni na weselny bal, który odbędzie się w salonie Salvatorów. Wszystkie niepotrzebne meble zostały wyniesione, a na ich miejsce ustawiliśmy stoły z jedzeniem i drinkami. Gdy wszyscy goście dotarli na miejsce i usiedli wygodnie w ławkach, można było zacząć ceremonię zaślubin.
Najpierw wyszedł Rick, a za nim jego drużbanci. Cała czwórka miała na sobie czarne garnituru, białe koszule i czarne muszki. Tylko muszka Ricka była w niebieskim kolorze. Trochę jak u klauna, tylko groszków brakowało, jednak chciał się wyróżnić.
 Pan młody staną przed ołtarzem, a jego świta czyli Damon, Stefan i Jeremi tuż obok.
Wtedy przyszedł czas na Pannę Młodą. Miała ona śliczną białą suknię z gorsetem, błyszczącą się niczym diament i długi tren tren ciągnący się daleko w tyle. Włosy starannie upięte z kilkoma wypuszczonymi kosmykami, które lekko falowały na wietrze. Wyglądała cudownie, jak księżniczka.
Bonnie, Elena i Ja szłyśmy powoli za Jenną ubrane w turkusowe sukienki do kolan z cieniutkim różowym paskiem w talii.
 Rick na widok swojej przeszłej żony rozdziawił szeroko usta. Wyglądał jakby zobaczył zjawę.
 Gdy dotarłyśmy już do ołtarza i przekazałyśmy Jenne w bezpieczne ręce, stanęłyśmy obok.
 Ceremonia była śliczna, wielu gości co chwila wyjmowała chusteczki i ocierała łzy.
 Bijąca miłość od młodej pary była wręcz namacalnie wyczuwana. Wzruszyłam się do takiego stopnia, że kilka łez popłynęło mi po policzku. Cieszyłam się, że użyłam wodoodpornych kosmetyków.
 Gdy nasze gołąbeczki w końcu powiedziały TAK wszyscy zaczęli bić gromkie brawa.
Ślub jak i wesele było udane. Nawet sama mogłabym mieć takie, chociaż zmieniłabym kilka rzeczy. Wszyscy świetnie się bawili, pary wywijały na parkiecie, aż miło było patrzeć.
Damon świetnie bawił się z Eleną, Jeremi z Bonnie. Stefan zaprosił Lexi i widać jak dobrze im razem, ostatnio nawet często się widują. Rick i Jenna nie mogli oderwać się od siebie.
Tylko ja stałam w koncie i jedynym moim towarzystwem była butelka wina. Smutne ale prawdziwe. Myślałam, że chociaż Matt będzie mi towarzyszył, jednak nie dostał wolnego. Cóż musiałam się z tym pogodzić, w końcu w ten dzień wszystko miało się kręcić wokół Młodych, a nie mnie.
 Ale cieszyłam się ich szczęściem. Zastanawiałam się tylko, kto to wszystko posprząta.
Kolejna butelka trunki mocno uderzyła mi do głowy. Dookoła słyszałam tylko bicie serc i płynącą w żyłach krew. Powoli zaczęłam tracić kontrolę nad głodem. Wiedziałam, że nie mogę zepsuć tego dnia Jennie. Wyszłam więc na świeże powietrze. Okazało się jednak, że to nie był najlepszy pomysł.
 Pod jednym z drzew siedział mężczyzna, był kompletnie pijany. Z jego ramienia sączyła się krew, musiał się gdzieś przewrócić i zranić. Nie mogłam już dłużej się powstrzymywać, podbiegłam do kolesia i wgryzłam się w jego tętnicę szyjną. Krew trysnęła mi do gardła, to było cudowne uczucie. Krew zmieszana z alkoholem smakowała wyśmienicie. Gdy już skończyłam zahipnotyzowałam moją niewinną ofiarę. Chociaż wcale nie musiałam tego robić, gdyż mężczyzna był tak pijany, że nawet mnie nie zauważył i nie poczuł ugryzienia.
Po wszystkim, najedzona i w lepszym humorze wróciłam do bawiących się gości. Miałam tylko nadzieję, że nikt mnie nie widział. Co prawda byłam ostrożna, ale moje wszystkie zmysły nie działają teraz zbyt dobrze. W wejściu spotkałam Stefana, który uważnie mi się przyglądał. Myślałam, że on o wszystkim wie i zaraz usłyszę porządny opieprz. Jednak on uśmiechną się tylko i poprosił mnie do tańca. Było cudownie, wirowałam na parkiecie jak nigdy. Albo to parkiet wirował, już sama nie wiem.
Koło godziny trzeciej, gdy wszyscy nas opuścili, zapakowaliśmy państwa Zalcman do samochodu i wysłaliśmy na lotnisko. Oboje nie wiedzieli co ich czeka.
 Dopiero gdy wylądowali i dotarli pod wskazany adres, otrzymali czarną kopertę, a w niej list z krótką informacją.

ZNAJDUJECIE SIĘ NA FLORYDZIE. SPĘDZICIE TAM NAJBLIŻSZY MIESIĄC. CAŁY POBYT, JAK I WSZELKIE ATRAKCJE MACIE OPŁACONE. POZOSTAJE WAM TYLKO DOBRZE SIĘ BAWIĆ, ODPOCZYWAĆ I ROZMNAŻAĆ.

Elena, Damon, Stefan, Lexi, Bonnie, Jeremi i Caroline :)


Mogliśmy sobie tylko wyobrazić jakie mieli miny. I, mimo że dzwonili do nas na zmianą, pewnie żeby nas ochrzanić, żadne z nas nie odbierało. Impreza była cudowna. Gorzej było ze sprzątaniem, nim się zorientowałyśmy zostałyśmy same. Mężczyźni, jak to oni uciekli, zostawiając nas z robotą.
Na szczęście uwinęłyśmy się z tym szybko. Zmęczone, ale szczęśliwe piłyśmy za zdrowie nowożeńców. Nie wiem nawet kiedy, ale zasnęłam na kanapie w salonie.