wtorek, 18 listopada 2014

XXIV COŚ INNEGO

                                         XXIV COŚ INNEGO

Zatrzymaliśmy się w niedużym domku. Sądząc po stylu w jakim został urządzony, dom był bardzo stary. Stare meble, jednak zachowane w idealnym stanie. Piękny kuchenny kredens z jasnego drewna, cudowny stół z rzeźbionymi krawędziami.
- Podoba Ci się? To nasz wakacyjny domek, jednak dawno nikogo tu nie było.
- Tu jest cudownie, mogłabym spędzić tu resztę życia. I ten widok, nie każdy ma plażę z oceanem obok domu.
Klaus nic nie powiedział tylko stał z uśmiechem na twarzy i patrzył na mnie jak na istotę z innej planety.
- W takim razie może pójdziemy pozwiedzać, a przy okazji załatwię kilka spraw.
- Ok. Tylko daj mi chwilkę. Muszę się przebrać bo wyglądam okropnie.
Szybko przebrałam się w pomarańczową krótką sukienkę na ramiączkach i sandały.
Poprawiłam makijaż i przeczesałam włosy.
Klaus czekał na mnie na werandzie, patrząc na wodę i zdecydowanie myśląc o czymś.
-O czym tak myślisz?
- Myślę... zastanawiam się nad tym co powiedziałaś. Gotowa?- Spojrzała na mnie, a na jego twarzy zagościł promienny uśmiech.
Delikatnie i niepewnie chwycił mnie za rękę. Ja zaś ścisnęłam go mocniej. Nie wiem czy to dlatego, że chciałam czuć jego ciepło, czy bałam się że zaraz się zgubię.
Szliśmy wąską, długą uliczką, co chwila skręcając w prawo. Dotarliśmy do dużego, drewnianego budynku. Nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Duże, grube drzwi, małe, ciemne okna. Dziwne to wyglądało, budynek bardzo różnił się od pozostałych. W środku zaś wyglądał zaś całkiem normalnie. Był to bar. Duża lada, mnóstwo stolików i krzeseł, stoły do bilardu i inne gry.
- To bar dla wampirów, a tam na górze są pokoje. Spędzają tu całe dnie, ponieważ nie mogą wychodzić na słońce.
Rozejrzałam się i szybko zrozumiałam dlaczego te okna są takie małe i ciemne.
Po chwili do pomieszczenia weszło kilka osób. Poznałam słynnego Marcela, jednak wydaje mi się, że on mnie n ie polubił. Reszta ludzi też nie była zbyt przyjaźnie nastawiona.
Uznałam, że lepiej będzie gdy wyjdę na zewnątrz. Na słońcu czułam się znacznie bezpieczniej. Klaus został i dyskutował o czymś, a ja wyszłam cichaczem i podziwiałam stare budowle. Część miasta, w którym mieszkały wampiry nie wyglądała zachęcająco. Pewnie dlatego nie widać tu turystów. Nawet myszy i szczury przemykały szybko i cichaczem. Postanowiłam przejść do tej ładniejszej części miasta. Przechadzałam się powoli, oglądając wystawy w sklepach. Czas się dłużył i zaczynałam się już nudzić. Nie czułam się dobrze sama w obcym mieście, mimo że ludzie byli bardzo mili i uprzejmi. Wlokąc się noga za nogą dotarłam do domu. Rozpakowałam walizkę i udałam się na plażę.

Gdy szłam w stronę wody poczułam delikatny powiew wiatru na karku. Odwróciłam się i za moimi plecami stał Klaus. Uśmiechał się szeroko, co bardzo mnie podniecało. Chwilę później byliśmy już w wodzie. Czas mijał tak szybko i przyjemnie, że nim się spostrzegłam była już północ.




Moi kochani bardzo Was przepraszam za to, że nie nic nie dodaję.
Znalazłam dodatkową pracę i nie mam w ogóle czasu.
Wiem, że rozdział jest krótki ale nie miałam czasu i weny. Postaram się jakoś to wszystko ogarnąć i dodawać coś częściej. Jednak obiecuję znaleźć  czas na czytanie Waszych opowiadań.

Pozdrawiam :)

piątek, 12 września 2014

XXIII PODRÓŻ

                                                                   XXIII PODRÓŻ

Obudziło mnie słońce, które świeciło mi prosto w oczy. Klausa już nie było, musiał wyjść kiedy zasnęłam. Moją uwagę przykuła karteczka przyczepiona do lustra mojej toaletki.

Spałaś tak słodko, że nie miałem serca aby Cię obudzić. Do zobaczenia późnej.
                                                                                                                 Klaus

To było słodkie. Czułam się wspaniale, wprawdzie nie wiedziałam  czy to coś poważnego ale byłam szczęśliwa. W głębi duszy miałam nadzieję, że to będzie trwało wiecznie. Chciałam spróbować mimo lekkich obaw. Wiedziałam, że może to się nie spodobać mojej rodzinie jak i przyjaciołom. Szczerze mówiąc teraz mało mnie to obchodziło.
Szybko pobiegłam do łazienki, dzisiejsza kąpiel trwała wyjątkowo długo. Leżałam w wannie pełnej piany i bujałam w obłokach, myślami byłam gdzieś daleko.
Po kąpieli użyłam mojego nowego balsamu o kokosowym zapachu. Starannie wsmarowałam go w każdy kawałek mojego ciała. Założyłam krótką, zieloną spódniczkę i białą bluzkę z dość głębokim dekoltem. Do tego założyłam białe tenisówki. W stroju czułam się lekko i wygodnie. Miałam nadzieje, że te kilka centymetrów mniej materiału przykuje uwagę Klausa. Zbliżała się czternasta, czyli godzina spotkania u Salvatorów.
W związku z tym, że moje auto stało u mechanika ruszyłam w drogę pieszo.
- Caroline. Widzę, że Ty również tryskasz szczęściem. Klaus wręcz śpiewa od rana i jest miły wszystkim dookoła. Nie żeby mi to przeszkadzało. Coś Ty mu zrobiła? Nie poznaję własnego brata.
- Hmm... Szczerze mówiąc to ja nic nie wiem na ten temat. A może mówił Ci coś?
- Wy chyba zwariowaliście. Ale cieszę się, że Klaus w końcu jest szczęśliwy. Jemu również się należy. Przepraszam ale muszę już uciekać. Do zobaczenia.
Pożegnałam się z Rebekah i ruszyłam w dalszą drogę. W pensjonacie byli już wszyscy, którzy zostali wtajemniczeni w naszą sprawę. Klaus też już był, siedział w fotelu i pił burbon. Na stoliku stało nasze tajemnicze znalezisko. A cała reszta siedziała cicho i grzecznie niczym dzieci w przedszkolu, słuchając pani przedszkolanki. Wyglądało to komicznie, ledwo powstrzymałam się od śmiechu. Moje oczy od razu zatrzymały się na ustach Klausa, a serce przyśpieszyło.
Klaus uśmiechną się szeroko i gestem ręki pokazała abym usiadła mu na kolanie. Nie wiedziałam co mam robić, przecież nie zdążyłam im jeszcze powiedzieć.
- Spokojnie Care, my już  wszystko wiemy. Bardzo się cieszymy Waszym szczęściem. Nie musisz się krępować.- Stefan odwrócił się i uśmiechnął  przyjaźnie.
- No szybko, szybko blondi. On nie chciał zacząć bez Ciebie.- Dodał Damon.
Tylko Elena nie była tym zachwycona, ale jakoś miałam to w nosie. Podeszłam i usiadłam na kolanach. a Klaus objął mnie kładąc rękę na moim udzie.
- Pięknie pachniesz. - Szepnął mi do ucha.
- Och, no proszę Was. Do rzeczy, a później róbcie co chcecie.- Poganiał Damon.
- Więc tak. Dowiedziałem się, że ta Wasza skrzyneczka ma około  pięciu tysięcy lat. Czyli więcej niż my razem. Najprawdopodobniej znajduje się w niej serce najstarszego czarodzieja.
- No ale dlaczego jest tak szczelnie zamknięta?- Spytała Bonnie.
- Dlatego, że to nie był zwykły czarodziej. On zajmował się najczarniejszą magią. Nie bardzo wiem jeszcze, po co to potrzebne tej wiedźmie. Ale się dowiem. Jednak w tym celu muszę wyjechać na klika dni. Tak więc bardzo Was proszę  abyście schowali ją w bezpieczne miejsce.
- No dobra, a kiedy możemy spodziewać się więcej informacji?- Dopytywał Stefan.
- Przyjacielu, zrobiłeś się bardzo niecierpliwy. Postaram się jak najszybciej dowiedzieć się czegoś i zadzwonię do Ciebie. Mi również zależy na rozwiązaniu tej tajemnicy. A teraz wybaczcie, muszę się zbierać. Caroline, czy możemy  porozmawiać?
Wyszliśmy z pensjonatu i ruszyliśmy drogą prowadzącą do rezydencji Pierwotnych.
Słońce świeciło dziś wyjątkowo jasno, kwiaty pachniały intensywniej, a ptaki ćwierkały głośniej niż zwykle.
A może to tylko mi się to wydawało. Szliśmy powoli, noga za nogą, nie spiesząc się nigdzie.
- W związku z tym, że muszę wyjechać na kilka dni. Chciałbym się zapytać, czy nie miałabyś ochoty jechać ze mną? Sama mówiłaś, że nigdy nie wyjeżdżałaś. Pomyślałem więc, że to dobra okazja. A poza tym mielibyśmy czas dla siebie i nie musiałby martwić się o Twoje bezpieczeństwo.
- Mówisz poważnie? Naprawdę chcesz abym pojechała z Tobą?
- Oczywiście, że tak. Poznasz moich znajomych.
- A jeśli oni mnie nie polubią i będziesz miał kłopoty z mojego powodu. Nie chcę stwarzać Ci problemu.
- Chyba żartujesz, jakich problemów. Nie jesteś dla mnie żadnym problemem. I nie martw się, Ciebie nie da się nie lubić.- Klaus powiedział to i pocałował mnie delikatnie, a za razem bardzo czule.
Nie miałam wyjścia, musiałam się zgodzić. Chciałam się zgodzić.
- A kiedy wyjeżdżamy? Przecież ja muszę powiedzieć mamie i się spakować.
- Spokojnie kochana. Już wszystko załatwione, a Twoje rzeczy są już u nas.- Klaus uśmiechną się łobuzersko.
- No tak. Przecież spotkałam dzisiaj Twoją siostrę. Mogłam się domyślić, że coś jest na rzeczy. Była bardzo podekscytowana i śpieszyła się. Ale skąd wiedziałeś, że się zgodzę?
- Nie wiedziałem. Ale miałem nadzieję, że mój urok osobisty pomoże mi w przekonaniu Cię.
W salonie rezydencji stała moja walizka, była wypchana po brzegi.
Rebekah siedziała na kanapie z ogromnym uśmiechem na ustach.
- A ja byłam pewna, że Ci się nie ud jej namówić. No ale może dobrze, że jest inaczej bo trochę się namęczyłam podczas pakowania.- Wskazała na walizkę.
- Siostra, a załatwiłaś to o co Cię prosiłem?
- Oczywiście. Bilety leżą tu na stole. Samolot macie za dwie godziny, więc radzę się pośpieszyć. Ale nie martwcie się, odwiozę Was. Ruchy, ruchy.... Czekam w samochodzie.
Klaus wziął nasze walizki i włożył je do bagażnika.
 Droga na lotnisko minęła błyskawicznie.
 Już po chwili siedzieliśmy w samolocie. Nigdy nie latałam samolotem i szczerze mówiąc trochę się bałam. Klaus jednak był bardzo troskliwy i przez cały czas trzymał mnie za rękę, mówiąc jak pięknie pachnę.
Nagle samolot zaczął się trząść i machało nim na wszystkie strony.
 Byłam przerażona, modliłam się abyśmy tylko nie spadli. Fakt byłam poniekąd nieśmiertelna.
 Ale przecież podczas upadku mogłoby wbić mi się coś w serce, lub wyrwać je. Myślałam, że zginiemy. Klaus ani na chwilę nie puścił mojej ręki. Nawet gdy samolot znacząco się obniżył.

Przepraszamy państwa za niedogodności. Były to tylko lekkie turbulencje. Wszystko jest już opanowane. Życzymy miłego lotu.

Spojrzałam na Klausa. Minę miał jak dziecko, które oglądało coś zabawnego.

************************************************************************
Powstał kolejny rozdział. Przyznam, że nie było mi łatwo go napisać. Tak więc przepraszam za jego długość.
 Życzę wszystkim powodzenia w nowym roku szkolnym. :*

sobota, 16 sierpnia 2014

XXII PIĘKNY DZIEŃ

                                              XXII PIĘKNY DZIEŃ

Dzisiejszy dzień zapowiadał się bardziej upalny niż poprzedni.
Mimo siódmej rano słońce już przypiekało, a na niebie nie było żadnej chmurki. Więc na deszcz i odrobiny chłodu nie było co liczyć.
 Moim dzisiejszym zadaniem było odwiedzić Klausa i podpytać go o tajemniczą, żyjącą skrzynkę.
 Cieszyłam się jak dziecko i nie mogłam się doczekać spotkania, jednocześnie byłam trochę przerażona. Zastanawiałam się, co to będzie jak Klaus nie będzie chciał powiedzieć czym tak naprawdę jest nasze znalezisko, lub sam nie będzie wiedział.
Założyłam moją nową letnią sukienkę. Nie było to nic nadzwyczajnego, zwykła turkusowa sukienka w drobne czarno-białe kwiatki. Do tego świetnie komponowała się z moimi czarnymi sandałkami na koturnie. Mimo tej ładnej pogody, z której pewnie cieszyłam się jako człowiek, zdecydowałam jechać samochodem.
Droga do rezydencji pierwotnych minęła bardzo szybko. Nim się spostrzegłam byłam już na miejscu.
 Nie byłam tu po raz pierwszy, jednak za każdym razem jestem zachwycona tym miejscem. Trawa świeżo skoszona, żywopłot równiutko przycięty, do tego mnóstwo kwiatów.
Widok niczym z jakiegoś parku przyrody, no i ten zapach.
Zbliżałam się do drzwi, gdy usłyszałam kłótnię.
- Co Ty sobie wyobrażasz Kol?! Uważasz, że skoro nie ma Klausa to jesteś panem domu?! Nie zapominaj, że to właśnie mi Klaus powierzył opiekę nad domem. Patrz, Klaus nie będzie zadowolony gdy mu powiem o Twoich imprezkach.
Po tych słowach usłyszałam trzask drzwi i czyjeś kroki zmierzające w moim kierunku.
Zamarłam, od razu pomyślałam, że to Kol. A jak wiadomo nie żyjemy w dobrych stosunkach i na pewno nie był by zadowolony widząc mnie tu. Na moje szczęście była to Rebekah.
- Caroline, co Cię sprowadza? Przykro mi Niklausa nie ma w domu. Musiał pilnie wyjechać.
Zrobiło mi się przykro, ale nie dałam po sobie poznać. Opowiedziałam o naszym znalezisku.
Dziewczyna jednak nic nie wiedziała na ten temat. Poradziła mi jednak zadzwonić do Klausa.
Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w drogę powrotną.
Jednak jak na złość mój samochód odmówił mi posłuszeństwa. Wściekła dotoczyłam się do najbliższego mechanika. Niestety samochód musiał zostać. Spacerkiem ruszyłam do domu, próbując dodzwonić się do Klausa, jednak z marnym skutkiem. Całą drogę czułam się obserwowana, odwracałam się ale nikogo nie było.
 Po kilku metrach na mojej drodze stanęły cztery hybrydy, które jakiś czas temu zbuntowały się i odeszły od Klausa. Jeden z mężczyzn zrobił krok do przodu.
 Był to wysoki brunet z zielonymi oczami, ubrany w czerwoną koszulkę spod której było widać muskulaturę. Wyraźnie było widać, że jest przywódcą tej niewielkiej grupy.
 Mężczyzna popatrzył na mnie i zaczął coś mówić. Problem był w tym, że nic nie rozumiałam. Reszta zaczęła powoli mnie otaczać.
- Czego ode mnie chcecie?!! Jeśli szukacie Klausa to przykro mi ale nie wiem gdzie on jest!- Krzyknęłam przerażona.
Nikt mi jednak nie odpowiedział. Przywódca machnął ręką, a reszta stada rzuciła się na mnie.
Walczyłam z nimi dzielnie, mimo że co chwila lądowałam na ziemi, nie byłam im dłużna.
 Co dziwiło mnie najbardziej, żaden z nich mnie nie ugryzł. Gdyby naprawdę chcieli mnie zabić, wystarczyło by delikatne, najmniejsze ukąszenie. A oni rzucali mną jak kłębkiem nici.
Po chwili zabawa zrobiła się bardziej bolesna. Zaczynało mi brakować sił na bronienie się. Po trzydziestu minutach rzucania mną na prawo i lewo, chyba skończyła im się cierpliwość.
W pewnym momencie poczułam silny ból w prawej nodze. Podniosłam delikatnie głowę i zobaczyłam jak jedna z hybryd wgryza mi się w łydkę.
 Później poczułam jeszcze kilka ukąszeń. Byłam już bardzo słaba i czekałam na ostateczny cios. Nagle wszystko przycichło, ból też wydawał się nieco mniejszy.
Powoli uniosłam się na łokciach i ujrzałam kobietę. Była to niewysoka, starsza, ciemnowłosa istota.
 Sądząc po gestach i języku w jakim mówiła była to czarownica. Domyśliłam się, że to ta sama która majstrowała przy pierścieniach. Wszyscy stali i gapili się na mnie jak na atrakcję wieczoru.
W pewnej chwili ujrzałam upadające ciała hybryd, które były bliżej mnie. Mężczyzna w czerwonej koszulce i czarownica szybko uciekli.
W mgnieniu oka, obok mnie pojawił się Klaus.
- Caroline, znowu ratuję Ci życie. To przeznaczenie.- Powiedział podsuwając mi do ust swój nadgarstek.
- Gdybyś nie wyjeżdżał, albo chociaż odbierał telefon nie musiałabym tu teraz leżeć w takim stanie.- Powiedziałam i mocno wgryzłam się w rękę.- Ale dziękuję Ci.
Gdy rany się zagoiły, a ja poczułam się lepiej, udaliśmy się do mojego domu.
Klaus czekał na mnie w salonie, a ja pobiegłam szybko na górę doprowadzić się do porządku.
Umyłam się i założyłam krótkie czerwone spodenki i biały top na ramiączkach.
Szybko zbiegłam na dół. Klaus stał i oglądał zdjęcia z mojego dzieciństwa, które mama jak na złość od lat oprawia w ramki i wiesza na ścianie.
- Byłaś uroczym dzieckiem.- Powiedział gdy tylko znalazłam się obok.
- Dziękuję.- Odpowiedziałam i udałam się do kuchni aby nalać nam trochę krwi.
Moje spodenki były tak krótkie, że gdy schylałam się po torebki widać mi było pośladki.
Jednym okiem szybko zerknęłam na Klausa, który patrzył się na mnie. Jego usta wygięte były w delikatny uśmiech. Nie skomentowałam tego, szczerze mówiąc podobało mi się to.
- Nie kuś mnie dziewczyno.- Usłyszałam szept za plecami.
Szybko się obróciłam, a Klaus stał tuż za mną przyglądając mi się uważnie.
- W ogóle nie wiem o czym mówisz.- Powiedziałam, uśmiechając się pod nosem.
Chwyciłam szklanki i ruszyłam w stronę salonu, mijając Klausa delikatnie otarłam się o niego.
Usiedliśmy na kanapie, a ja od razu zabrałam się za powierzone mi zadanie.
 Zaczęłam opowiadać o skrzyni. Klaus słuchał mnie uważnie i ani razu nie przerwał. Wyraźnie widziałam na jego twarzy zdenerwowanie, które nieudolnie próbował ukryć. Gdy skończyłam, wzięłam łyk napoju i czekałam na odpowiedź. Klaus milczał przez dłuższą chwilę, po czym powiedział swoim delikatnym głosem.
- Nie jestem pewien, ale jeżeli to jest to o czym myślę to macie, a raczej wszyscy mamy ogromne kłopoty. Muszę się upewnić, nie chcę siać niepotrzebnej paniki. Spotkajmy się jutro u Salvatorów o czternastej.
- Dobrze. Dziękuję Ci, że zechciałeś mnie wysłuchać. A może chcesz jeszcze coś do picia?- Zapytałam, wskazując na pustą szklankę.
Klaus tylko kiwną głową. Wstałam z kanapy i podeszłam aby wziąć szklanki, a zamiast tego zaczepiłam się i wylądowałam na kolanach pierwotnego.
W jego oczach zauważyłam błysk. Patrzył na moje usta, delikatnie głaszcząc mnie po głowie. Moje serce waliło jak oszalałe i to nie ze strachu. Podniosłam lekko głowę, a Klaus nachylił się. Nasze usta złączyły się w delikatnym pocałunku.
 Był to krótki, delikatny ale bardzo przyjemny pocałunek. Po chwili rzuciliśmy się na siebie niczym wygłodniałe psy.
Klaus chwycił mnie za pośladki, uniósł do góry i po chwili byliśmy już w mojej sypialni. Nasze usta rozłączały się tylko po to aby nabrać powietrza.
 Moja mama miała dziś nocny dyżur na komisariacie, więc mieliśmy chatę tylko dla siebie. Leżeliśmy na łóżku głośno sapiąc. Niczym maratończycy po długim biegu.
Nie doszło między nami do niczego więcej, ale całowanie się z pierwotnym było czymś niesamowitym. Nie pomyślałabym, że Klaus potrafi być taki delikatny i czuły.
 Również nie przyszło by mi do głowy, że zaakceptuje fakt iż nie chcę uprawiać z nim sex-u.
Oboje uznaliśmy, że nie będziemy się z tym śpieszyć.
Każdy inny facet nie przepuściłby takiej okazji. Ale nie on.
 Spędziliśmy ze sobą cudowną noc. Leżeliśmy a Klaus opowiadał mi historie ze swojego życia.






Tak jest kolejny rozdział.
Zauważyłam, że liczba komentarzy znacznie się zmniejszyła. Co mnie trochę smuci. No ale cóż.
Liczę na Was moi drodzy. :) Nie ukrywam, że brakuje mi waszych motywujących komentarzy.
Pozdrawiam serdecznie.

środa, 6 sierpnia 2014

XXI ZASŁUŻONY ODPOCZYNEK

                                               XXI ZASŁUŻONY ODPOCZYNEK


Obudził mnie głośny huk. Szybko otworzyłam oczy i zorientowałam się, że to nie jest mój pokój, ani moje łóżko. Podniosłam się i rozejrzałam dookoła. Znajdowałam się w uroczym, dwa razy większym pokoju niż mój. Było tu mało mebli, tylko dwie nieduże komody z jasnego drewna i stojąca w rogu toaletka z lustrem. Najwięcej miejsca zajmowało łóżko, na którym akurat siedziałam. Chwila zastanowienia....... i wielka ulga. Przecież byłam w jednym z pokoi w pensjonacie i to akurat w tyk , który razem z Eleną urządzałyśmy w zeszłym tygodniu.
Ściany były w kolorze brzoskwiniowym, w oknach kwitnące kwiatki i kolorowe zasłony. No tak świetnie się przy tym bawiłyśmy. Nawet śmiałam się, że zaklepuję ten pok€j dla siebie.
Zsunęłam stopy i postawiłam je na zimnej podłodze.
Gdy już stanęłam, poczułam delikatne zawroty głowy. Wściekła sama na siebie i z wyrzutami sumienia wyszłam z pokoju.
Na korytarzu spotkałam Elenę wychodzącą z pokoju Damona, Lexi wynurzającą się z sypialni Stefana i Bonnie. Stanęłyśmy, popatrzyłyśmy się na siebie i wybuchłyśmy głośnym śmiechem.
Dziewczyny wyglądały tragicznie. Zaspane, rozczochrane i z rozmazanym makijażem. Jak się domyślam wyglądam tak samo.
Wszystkie powoli stoczyłyśmy się schodami na dół. A tu Stefan i Damon ustawiali meble, przy czym świetnie się bawili. Po salonie właśnie latały fotele i inne przedmioty. Ach Ci mężczyźni, zamiast powoli przenosić rzeczy, rzucali je do siebie, hałasując przy tym niemiłosiernie.
Gdy już nas zobaczyli stanęli jak wryci. Elena i Lexi od razu się rozkrzyczały, nie kryjąc zdenerwowania za taką poranną pobudkę.
 Jednak gdy ujrzały przygotowane śniadanie, szybko im przeszło.
- Zapraszamy piękne panie do stołu.- Powiedział Damon i zerkną w stronę Stefana, a po chwili oboje wybuchli śmiechem.
- Śmiejcie się, na zdrowie.- Powiedziała Lexi, przyklepując sterczące kosmyki włosów.
Wszyscy zasiedliśmy do stołu. Na śniadanie nasz szef kuchni serwował na dziś szklani z krwią i szklanki z krwią. W sumie to nic dziwnego, skoro w domu mieszkają tylko wampiry.
Tylko Bonnie dostała kubek gorącej kawy i tosty z dżemem truskawkowym.
- Dziękuję, akurat kawy mi trzeba.- Powiedziała brunetka uśmiechając się do Stefana.
- Mam pomysł.- Odezwałam się.- Co powiecie na wyjazd? Na taki babski wyjazd.- Dodałam gdy ujrzałam minę Damona.- Należy się nam odpoczynek, zapracowałyśmy na to. Proponuję wyjazd nad wodę. Gdzieś gdzie będziemy tylko my.
Wprawdzie tym wyjazdem chciałam zagłuszyć swoje sumienie.
 Gdy alkohol przestał działać, zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam. Jedyne co mnie cieszyło, to to, że nie zabiła, tego pijanego i bezbronnego mężczyzny. Musiałam się czymś zając, bo inaczej bym oszalała.
- Jestem za!!- Krzyknęła Lexi i Elena jednocześnie.

Bonnie zareagowała mniej entuzjastycznie. Musiałyśmy sporo się namęczyć, ale w końcu uległa. Nie zwlekając dłużej ruszyłyśmy w drogę.
Jechałyśmy kilka dobrych godzin. Ale warto było, bo znalazłyśmy cudowne miejsce. Nie duży staw, lub coś co go przypominało. Dla na s nie miało to większego znaczenia. Liczyło się tylko to, że był na odludziu, a my czułyśmy się swobodnie. Wokół drzewa i krzewy, które osłaniały nas przed przypadkowymi gapiami. Trawa, kwiaty i słoneczko. Cudowny widok. Szybko rozłożyłyśmy swoje rzeczy na trawie i pobiegłyśmy do wody.
- Och tak, tego mi brakowało!- Krzyknęła Lexi i z głośnym pluskiem wskoczyła do wody.
- Zaczekaj na mnie.- Dodała Elena i w szybkom tempie ruszyła za dziewczyną, wyskakując do góry jak kangur, a następnie szybko spadając w dół.
 Wszystkie wariowałyśmy w wodzie. Dobrze, że nikt nas nie widział. Mało tego ,że jesteśmy wampirami, to jeszcze uznał by nas za nienormalne. Po kilku godzinach wygłupów Ja, Elena i Lexi wyszłyśmy na brzeg aby ugasić narastające pragnienie głodu.
Elena sięgnęła do mini lodówki i wyjęła trzy woreczki z czerwonym płynem. Podała nam, po czym usiadłyśmy na trawie i delektowałyśmy się obiadkiem.
- Lexi, czy Ty i Stefan jesteście razem?
Elena od razy krzywo na mnie spojrzała.
Nie rozumiem jej, przecież sama była ciekawa. A to był na prostszy sposób żeby się dowiedzieć.
- Wiecie co, tak naprawdę to sama nie wiem. Jest nam dobrze, ale czy to coś na dłużej... nie zastanawiałam się nad tym. Mam nadzieję, że tak  bo świetnie się dogadujemy.
- Hej dziewczyny!! Chyba coś znalazłam!- Krzyknęła Bonnie, która wciąż była w wodzie.
- A co takiego? Stare kalosze!?- Krzyknęła Lexi, śmiejąc się.
- Bardzo zabawne. Nie to nie kalosze. To jakiś kufer, albo skrzynia. Dziwną energię wyczuwam. Możecie mi pomóc?
Zaciekawione, szybko znalazłyśmy się w wodzie. To co znalazła Bonnie musiało być pod wodą kilkaset lat. Nawet we trzy, używając wampirzej siły ostro się namęczyłyśmy aby to wydostać.
Rzeczywiście była to nie duża, metalowa, dość mocno zardzewiała skrzynia.
Miała dziwne wzory na wieku i co było ciekawe, brak zamka. Bonnie wyczuwała dziwną, silną energię, ale nie potrafiła tego opisać. Zaś nam jako wampirom z dość dobrym słuchem, wydawało się jak by biło tam serce. To dość głupie, ponieważ w tak małym pudełku, nie dałoby się nikogo zamknąć.
Bonnie użyła kilka zaklęć, ale żadne nie zadziałało. Wieko nawet nie drgnęło.
 Zastanawiałyśmy się jak mamy dostać się do środka. Brak zamka bardzo to utrudniał. Pomysł Lexi, czyli walenie skrzynką o wielki kamień też na nic się nie zdał.
 A ciekawość nie ustępowała rozsądkowi, który mówił mi, że nic dobrego z tego nie będzie. Zdecydowałyśmy się zabrać nasze znalezisko do domu. Zapakowałyśmy skrzynię i ruszyłyśmy w drogę powrotną.
W pensjonacie świeciło się światło, co oznaczało, że ktoś jest w środku. Wzięłyśmy skrzynię i ruszyłyśmy do salonu, aby pochwalić się naszym znaleziskiem.
Na fotelu ze szklanką burbonu siedział Jeremi, który powitał nas szerokim uśmiechem.
Na kanapie leżał Stefan, u którego wyraźnie było widać świeżo gojące się rany.
- Co się stało? Zostawić was samych na chwilę, a wy pakujecie się w kłopoty!- Krzyknęła Lexi, podbiegając do przyjaciela.
- Och, to nie tak jak myślicie. Stefanowi wiewiórka zrobiła psikus i wpadł w myśliwskie sidła.- Powiedział Damon, który zmaterializował się koło Eleni, całując ją w czoło.
- Widzę, że przywiozłyście pamiątkę z wyjazdu.- Powiedział Jeremi, patrząc na skrzynkę stojącą obok Bonnie.
Usiadłyśmy wygodnie i wszystko opowiedziałyśmy.
 Damon nie mógł uwierzyć, że takie małe pudełko nie chce się otworzyć. Wziął więc młotek i zaczął energicznie stukać.
- Nic z tego. Próbowałam już siłą, ani drgnie.- Powiedział Lexi z szerokim uśmiechem.
Szybko zabraliśmy się do przeszukiwania książek w bibliotece Salvatorów. Jednak nie znaleźliśmy żadnej wzmianki na temat naszego znaleziska. W księgach Bonnie też nic nie było. Całą noc szukaliśmy i nic. Zaczęliśmy się zastanawiać czy wizyta nowej czarownicy w mieście ma coś wspólnego z tą dziwną skrzynką.

*************************************************************************

Tak oto mamy kolejny rozdział. Gdy pisałam go w zeszycie to był strasznie długi. A po przepisaniu okazał się jak zwykle króciutki. :(  

środa, 16 lipca 2014

XX NADSZEDŁ TEN DZIEŃ

                                      XX NADSZEDŁ TEN DZIEŃ

Od rana biegaliśmy jak poparzeni po ogrodzie Salvatorów, dopinając wszystko na ostatni guzik.
 Nie mogliśmy pozwolić sobie na jakiekolwiek niedociągnięcia.
- Nareszcie koniec.- Powiedziałam sama do siebie, patrząc na efekty naszej ciężkiej pracy.
To dziś jest ten długo oczekiwany dzień. A mianowicie ślub Ricka i Jenny, który zorganizowaliśmy w ogrodzie pensjonatu. Pogoda jak na zamówienie, słonecznie i ciepło. Wszędzie dużo zieleni i mnóstwo kwiatów. Miejsce gdzie nasza para powie sobie sakramentalne TAK ustawiliśmy pod dwoma, wielkimi drzewami, a dookoła były kwiaty.
 Jenna bardzo lubi niebieski kolor, tak więc było ich dużo w niebieskich i białych barwach.
 Zamiast zwykłych krzeseł dla gości, specjalnie zamówiliśmy śliczne białe ławki, które również zostały przyozdobione kwiatami i balonami. Dzięki temu miało się wrażenie jakby miały zaraz oderwać się od ziemi i odlecieć.
Przez środek były rozsypane białe płatki. Miało być białe płótno ale Jenna uznała, że z jej zdolnościami zaczepi się o nie i jej wielkie wejście będzie mało efektywne, a goście umrą ze śmiechu.
 Po ceremonii wszyscy goście zostaną zaproszeni na weselny bal, który odbędzie się w salonie Salvatorów. Wszystkie niepotrzebne meble zostały wyniesione, a na ich miejsce ustawiliśmy stoły z jedzeniem i drinkami. Gdy wszyscy goście dotarli na miejsce i usiedli wygodnie w ławkach, można było zacząć ceremonię zaślubin.
Najpierw wyszedł Rick, a za nim jego drużbanci. Cała czwórka miała na sobie czarne garnituru, białe koszule i czarne muszki. Tylko muszka Ricka była w niebieskim kolorze. Trochę jak u klauna, tylko groszków brakowało, jednak chciał się wyróżnić.
 Pan młody staną przed ołtarzem, a jego świta czyli Damon, Stefan i Jeremi tuż obok.
Wtedy przyszedł czas na Pannę Młodą. Miała ona śliczną białą suknię z gorsetem, błyszczącą się niczym diament i długi tren tren ciągnący się daleko w tyle. Włosy starannie upięte z kilkoma wypuszczonymi kosmykami, które lekko falowały na wietrze. Wyglądała cudownie, jak księżniczka.
Bonnie, Elena i Ja szłyśmy powoli za Jenną ubrane w turkusowe sukienki do kolan z cieniutkim różowym paskiem w talii.
 Rick na widok swojej przeszłej żony rozdziawił szeroko usta. Wyglądał jakby zobaczył zjawę.
 Gdy dotarłyśmy już do ołtarza i przekazałyśmy Jenne w bezpieczne ręce, stanęłyśmy obok.
 Ceremonia była śliczna, wielu gości co chwila wyjmowała chusteczki i ocierała łzy.
 Bijąca miłość od młodej pary była wręcz namacalnie wyczuwana. Wzruszyłam się do takiego stopnia, że kilka łez popłynęło mi po policzku. Cieszyłam się, że użyłam wodoodpornych kosmetyków.
 Gdy nasze gołąbeczki w końcu powiedziały TAK wszyscy zaczęli bić gromkie brawa.
Ślub jak i wesele było udane. Nawet sama mogłabym mieć takie, chociaż zmieniłabym kilka rzeczy. Wszyscy świetnie się bawili, pary wywijały na parkiecie, aż miło było patrzeć.
Damon świetnie bawił się z Eleną, Jeremi z Bonnie. Stefan zaprosił Lexi i widać jak dobrze im razem, ostatnio nawet często się widują. Rick i Jenna nie mogli oderwać się od siebie.
Tylko ja stałam w koncie i jedynym moim towarzystwem była butelka wina. Smutne ale prawdziwe. Myślałam, że chociaż Matt będzie mi towarzyszył, jednak nie dostał wolnego. Cóż musiałam się z tym pogodzić, w końcu w ten dzień wszystko miało się kręcić wokół Młodych, a nie mnie.
 Ale cieszyłam się ich szczęściem. Zastanawiałam się tylko, kto to wszystko posprząta.
Kolejna butelka trunki mocno uderzyła mi do głowy. Dookoła słyszałam tylko bicie serc i płynącą w żyłach krew. Powoli zaczęłam tracić kontrolę nad głodem. Wiedziałam, że nie mogę zepsuć tego dnia Jennie. Wyszłam więc na świeże powietrze. Okazało się jednak, że to nie był najlepszy pomysł.
 Pod jednym z drzew siedział mężczyzna, był kompletnie pijany. Z jego ramienia sączyła się krew, musiał się gdzieś przewrócić i zranić. Nie mogłam już dłużej się powstrzymywać, podbiegłam do kolesia i wgryzłam się w jego tętnicę szyjną. Krew trysnęła mi do gardła, to było cudowne uczucie. Krew zmieszana z alkoholem smakowała wyśmienicie. Gdy już skończyłam zahipnotyzowałam moją niewinną ofiarę. Chociaż wcale nie musiałam tego robić, gdyż mężczyzna był tak pijany, że nawet mnie nie zauważył i nie poczuł ugryzienia.
Po wszystkim, najedzona i w lepszym humorze wróciłam do bawiących się gości. Miałam tylko nadzieję, że nikt mnie nie widział. Co prawda byłam ostrożna, ale moje wszystkie zmysły nie działają teraz zbyt dobrze. W wejściu spotkałam Stefana, który uważnie mi się przyglądał. Myślałam, że on o wszystkim wie i zaraz usłyszę porządny opieprz. Jednak on uśmiechną się tylko i poprosił mnie do tańca. Było cudownie, wirowałam na parkiecie jak nigdy. Albo to parkiet wirował, już sama nie wiem.
Koło godziny trzeciej, gdy wszyscy nas opuścili, zapakowaliśmy państwa Zalcman do samochodu i wysłaliśmy na lotnisko. Oboje nie wiedzieli co ich czeka.
 Dopiero gdy wylądowali i dotarli pod wskazany adres, otrzymali czarną kopertę, a w niej list z krótką informacją.

ZNAJDUJECIE SIĘ NA FLORYDZIE. SPĘDZICIE TAM NAJBLIŻSZY MIESIĄC. CAŁY POBYT, JAK I WSZELKIE ATRAKCJE MACIE OPŁACONE. POZOSTAJE WAM TYLKO DOBRZE SIĘ BAWIĆ, ODPOCZYWAĆ I ROZMNAŻAĆ.

Elena, Damon, Stefan, Lexi, Bonnie, Jeremi i Caroline :)


Mogliśmy sobie tylko wyobrazić jakie mieli miny. I, mimo że dzwonili do nas na zmianą, pewnie żeby nas ochrzanić, żadne z nas nie odbierało. Impreza była cudowna. Gorzej było ze sprzątaniem, nim się zorientowałyśmy zostałyśmy same. Mężczyźni, jak to oni uciekli, zostawiając nas z robotą.
Na szczęście uwinęłyśmy się z tym szybko. Zmęczone, ale szczęśliwe piłyśmy za zdrowie nowożeńców. Nie wiem nawet kiedy, ale zasnęłam na kanapie w salonie.

poniedziałek, 30 czerwca 2014

XIX ZWYKŁY, LUDZKI DZIEŃ

                                   XIX ZWYKŁY, LUDZKI DZIEŃ
Ten dzień był okropny. Elena z Damonem postanowili zrobić sobie wakacje i wyjechali na kilka dni z miasta. Bonnie i Jeremi analizowali wydarzenia z ostatnich kilku dni, aby w najbliższej przyszłośi nic nas nie zaskoczyło. Nawet Stefan gdzieś zniknął. Jednym słowem zostawili mnie samą, a to mi się nie podobało. Prawie cały dzień spędziłam na kanapie przed telewizorem, w którym i tak nie było nic ciekawego. Do tej pory uważałam, że nasza kanapa jest wygodna. Po dzisiejszym dniu śmiało mogę powiedzieć, iż jest bardzo twarda i mało praktyczna. Jednym słowem od siedzenia boli mnie moja dolna część ciała. Słońce powoli znikało za dachami domów. Po dłuższym namyśle zdecydowałam się wyjść z domu. Założyłam mój szaro-zielony dres, adidasy i czapkę z daszkiem. Sięgnęłam do szuflady i chwyciłam odtwarzacz mp3 z moją ulubioną muzyką i postanowiłam pobiegać. Zamknęłam za sobą drzwi, włączyłam muzykę i ruszyłam przed siebie. Moim pierwszym celem był park w centrum miasteczka. Biegło mi się bardzo przyjemnie i lekko. Na miejscu zauważyłam Matta.
- Hej Matt!! - Krzyknęłam, machając do chłopaka.
- Care, cześć. - Uśmiechnął się i podbiegł do mnie.
To dziwne ale Matt był ubrany na sportowo, jego oddech był przyspieszony, ciało spocone, a krew w żyłam płynęła szybciej. Nagle zrobiłam się głodna, ale udało mi się powstrzymać przed ugryzieniem kolegi.
- Co Ty..., czy Ty...? och nie mów, że uprawiasz jogging?
- Tak, a co? Kiedyś trzeba, wiesz jako sportowiec muszę się jakoś prezentować. Ostatnio się trochę zaniedbałem, nadmiar obowiązków i takie tam. Ale dobra kondycja przydaje się gdy muszę biegać za wampirami, lub przed nimi uciekać. Ale co Ty robisz w dresie?
- Hmm. No wiesz, to może dziwnie zabrzmi ale przybiegłam tu. Nudziło mi się w domu, więc postanowiłam wyjść i jakoś odreagować. Muszę Ci się pochwalić, że przybiegłam tu z domu nie używając, no wiesz...
- Wow. W takim razie biegniemy do Grilla na dużego zimnego browarka. Co Ty na to?
Nie odpowiedziałam, obrałam kierunek baru i ruszyłam najszybciej jak tylko dałam radę. Po chwili Matt był już obok, dogonił mnie bez żadnego problemu. W końcu jak by nie było, boisko w naszej szkole jest duże więc chłopak miał kondycję.
Po kilku minutach zasapani staliśmy pod Mystic Grill łapiąc i normując oddech.
W barze nie było dużo ludzi, więc bez problemu mogliśmy usiąść przy stoliku. Ja udałam się zająć miejsca, a Matt poszedł po piwo. Po chwili mogliśmy ugasić pragnienie zimnym napojem.

####


Damonie, nie możesz hipnotyzować każdego mężczyzny, który na mnie spojrzy!
- Spojrzy?! Żartujesz?! Oni pożerają Cię wzrokiem. Myślisz, że mógłbym tak sobie siedzieć i nic z tym nie zrobić. Kochana ja mam chęć podejść i wyrwać i serca, ale jak widzisz powstrzymuję się i wybieram mniejsze zło. - Damon uśmiechnął się łobuzersko. - Ale mam też inny pomysł. Może udamy się do naszego apartamentu, zrzucimy te szmatki i zajmiemy się przyjemniejszymi rzeczami?
- O nie kochanie. Na to mamy jeszcze mnóstwo czasu. Ja chcę zwiedzać, bawić się i korzystać z wyjazdu. - Elena cmoknęła Damona i ruszyła w stronę kapeli, która stała na ulicy i przepięknie grała.
Muzyka była podobna do cygańskich rytmów, jednak Elena była bardzo zachwycona takimi dźwiękami. Śmiała się i skakała jak dziecko. Damon stał po drugiej stronie, opierał się o ścianę i obserwował jak jego ukochana się bawi. Był bardzo szczęśliwy widząc ją taką radosną.

####


Matt, co sądzisz o związku Eleny i Damona?
- Uważam, że bardzo do siebie pasują. Elena przy Damonie jest szczęśliwa i widać to gołym okiem. Cieszę się, że trafiła na kogoś kto darzy ją takim uczuciem i gotowy jest oddać za nią życie. Jednak bardziej interesujesz mnie Ty i Klaus. Czy ja o czymś nie wiem, przegapiłem coś? - Chłopak popatrzył na mnie i zrobił zabawną minę.
- Proszę Cię. Ja i Klaus? Szczerze mówiąc to sama nie wiem. Nie wydaje mi się aby coś z tego wyszło, chociaż wbrew pozorom Klaus jest całkiem miły.
Jak dobrze, że spotkałam Matta. W końcu mogłam z kimś pogadać, z kimś kto mnie nie ocenia i nie krytykuję. Kto by pomyślał, że Matt potrafi tak dobrze słuchać. Może to zasługa pracy za barem, w końcu barmanowi zawsze ktoś się zwierza. Przynajmniej wieczór spędziłam w miłym towarzystwie. Matt odprowadził mnie do domu, po czym poszedł do siebie. Oczywiście mamy jeszcze nie było. Ta kobieta chyba jest pracoholiczką, gdyby mogła nie wychodziłaby z biura. Nie wiele się zastanawiając poszłam spać.

******************************************
Przepraszam, że musiałyście tak długo czekać. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Rozdział krótki ale postaram się aby następne były już dłuższe.
Co sądzicie o tym rozdziale, mam dodawać urywki opisujące co inni robią, czy raczej skupić się na Caro?
Liczę na Was. Przyznam, że myślałam o zakończeniu bloga. Jednak Wasze komentarze powstrzymały mnie. Dziękuję Wam bardzo! :*






sobota, 17 maja 2014

XVIII CHOLERNA CZAROWNICA

                   XVIII CHOLERNA CZAROWNICA

Po cudownie spędzonej nocy, nie mogłam pozbierać myśli. Po pierwsze bolały mnie nogi, gdyż całą noc tańczyłam z Klausem. Po drugie jestem nie wyspana, ponieważ dopiero wróciłam do domu, a mama zalała mnie falą pytań. A po trzecie właśnie dostałam sms-a od Eleny o następującej treści.
Jejku, to jest niesamowite!! Jenna wychodzi za mąż!! Musimy natychmiast się spotkać i omówić szczegóły jej wesela! Czekam na Ciebie! Pa.
I jak tu jej nie kochać? No cóż nie pozostało mi nic innego jak wziąć szybki prysznic, przebrać się i jechać do niej.
Pobiegłam do łazienki, odkręciłam wodę, zdjęłam sukienkę i weszłam pod natrysk. Woda od razu zadziałała orzeźwiająco i pobudzająco. Osuszyłam się ręcznikiem, po czym rzuciłam go do prania. Zupełnie naga poszłam do pokoju, aby poszukać coś do ubrania się.
Znalezienie czystej bielizny nie było trudne, gorzej zresztą stroju. Okazało się, że większość moich ubrań leży w koszu na pranie. Z dna szafy wykopałam granatowe rurki i czerwoną koszulkę z napisem Bad Girl. Aby dać odpocząć moim obolałym nogom, zrezygnowałam ze szpilek i założyłam moje ulubione trampki. Włosy praktycznie wyschły same, dlatego przeczesałam je tylko i związałam w kucyk.
Można powiedzieć, że w takim stanie jestem gotowa wyjść do ludzi. Otworzyłam drzwi, a promienie słońca oślepiły mnie. Nagle poczułam, że moja skóra płonie. Szybko schowałam się z powrotem, szybko zatrzaskując drzwi. Spojrzałam na dłoń, pierścień był na miejscu, tylko dlaczego...
Wtedy zadzwonił telefon.
- Care nie wychodź z domu. Nasze pierścienie przestały działać. To znaczy Twój i mój. Bonnie już stara się to naprawić.
- Tak już to wiem. Ale dzięki za info. Nie wiesz co się stało, dlaczego przestały działać?
- Bonnie mówi, że to jakieś zaklęcie. Podejrzewamy, że jakaś nowa czarownica jest w mieście. Myślę, że Klaus znowu coś kombinuje.
- To nie możliwe, dlaczego chciałby mnie zabić!? Tak dobrze się bawiliśmy całą noc.
- Nie wnikam. Muszę kończyć, dam znać jak będę wiedzieć coś więcej.
Byłam zawiedziona i wściekła. Czyżby Klaus chciał uśpić moja czujność. Dlatego wybrał się ze mną na bal. Nie mogłam uwierzyć, że dałam się podejść jak dziecko. Natychmiast wzięłam telefon i wybrałam numer pierwotnego. Na jego szczęście nie odbierał, zabiłabym go przez telefon. Zostawiłam mu wiadomość:
Co Ty do cholery sobie myślisz!!!? Przez Ciebie prawie się spaliłam! Jesteś nic nie wartym dupkiem!
W związku z tym, że nie mogłam wyjść z domu, postanowiłam zrobić pranie. Nie sądziłam, że tyle się tego nazbierało. Gdy pranie się już prało, udałam się do pokoju aby trochę go ogarnąć.
Z pracy wyrwało mnie pukanie do drzwi. Ostrożnie zeszłam na dół, uważając aby pozostać w cieniu.
Pod drzwiami stał Klaus, trzymając ręce w kieszeni. Ku mojemu zdziwieniu był we wczorajszym garniturze, tylko w o wiele gorszym stanie. Wyglądał jak by przed chwilą stoczył walkę. Jego ubranie było oblepione błotem, we włosach miał liście i patyki. Wyglądał jak porażka.
- Odebrałem Twoją wiadomość Caroline.- Powiedziała, uśmiechając się.- Cóż po wczorajszej nocy spodziewałem się czegoś bardziej twórczego.
- Jasne, prawie zginęłam przez Ciebie!
- I tu Cię muszę zmartwić, bo to nie ja. Sam spędziłem cały poranek próbując uwolnić się. Jakaś wiedźma rzuciła zaklęcie i uwięziła mnie w starych lochach Lockwood'ów. Może wyjaśnisz mi teraz o co chodzi?
- Dobra, wejdź, nie będziemy rozmawiać przez próg.
Klaus bardzo się wściekł gdy powiedziałam mu, że prawie się spaliłam na słońcu. Nie wiem w ogóle jak mogłam pomyśleć, że on stoi za tym wszystkim. Jednak bądź, co bądź, to zawsze gdy działo się coś złego była to jego wina.
Naszą rozmowę przerwał mój telefon. To sms od Eleny.
Już wszystko ok. Pierścienie działają, Bonnie udało się złamać zaklęcie. Czekam na Ciebie. :)
- Przepraszam, muszę iść. Elena na mnie czeka.
- Jasne, rozumiem. Zresztą powinienem już iść. Muszę doprowadzić się do porządku.- Zaśmiał się, pokazując na poszarpaną marynarkę.
Wzięłam swoje rzeczy i wyszliśmy z domu. Klaus odprowadził mnie do pensjonatu, po czym poszedł do siebie.
Elena, Bonnie i Jenna czekały już na mnie. Dziewczyny siedziały i były w bardzo dobrych nastrojach. Rozejrzałam się i zauważyłam cztery puste butelki po winie, które walały się po salonie.
Wtedy zrozumiałam, że one są kompletnie pijane. Jenna i Bonnie ledwo siedziały, Elena chwiejnym krokiem podeszła do mnie.
- Caroline, siadaj, zaraz dam Ci coś do picia. Musimy przygotować ślub i wesele Jenny i Ricka.
- Dokładnie. Będziecie moimi druhnami. Zgadzasz się prawda?- Wydukałam Jenna.
- Jasne, że się zgadzam. Jednak plany przełóżmy na inny dzień. Nie sądzę aby dzisiaj udało się coś wymyślić.- Zaśmiałam się.
Pomogłam dziewczynom położyć się do łóżek. Po czym cichutko wyszłam z pensjonatu.
Na podwórku spotkałam Stefana i Damona, szli ramię w ramię, wesoło o czymś gadając. Kto by pomyślał, że jeszcze kilka miesięcy temu chcieli się pozabijać.
- Hej mała, jak tam już skończyłyście te wasze wielkie plany?- Zaśmiał się Damon.
- Nie, nawet nie zaczęłyśmy. Gdy przyszłam, dziewczyny były kompletnie zalane. Musicie im ograniczyć dostęp do alkoholu, w przeciwnym razie zostaną alkoholiczkami. Przełożyłyśmy to na inny termin.
- No nie, to znaczy, że znowu będziemy musieli wyjść na cały dzień.
- Nie przejmuj się bracie, znajdziemy sobie zajęcie.- Damon poklepał młodszego brata po ramieniu.
Po czym każde z nas poszło w swoim kierunku.

środa, 26 marca 2014

XVII BAL



Witam po długiej przerwie. Przepraszam nie miałam czasu aby dodać nowy rozdział. Obiecuję, że wszystkie zaległości na Waszych blogach nadrobię i skomentuję.
Życzę miłego czytania. :)

                                                                  XVII BAL

Od samego rana, nie mogłam usiedzieć w miejscu. Dziś jest bal, a ja całe lato byłam poza domem.
Nie wiem czego mam się spodziewać. Czy wszystko jest już przygotowane jak należy. Elena powiedziała, że przygotowaniami zajęła się Rebekah. Nie powiem dziewczyna ma wyczucie smaku. Ale to ja należę do komitetu organizacyjnego. Postanowiłam iść i sprawdzić, czy wszystko jest OK.
Na miejscu okazało się, że nie potrzebnie panikowałam. Wszystko było tak jak być powinno.
Na środku placu stała duża scena, ozdobiona kolorowymi balonami, kwiatami i światełkami. Było też sporo miejsca do tańczenia. Po bokach stały stoliki i krzesła, aby każdy mógł usiąść i odpocząć.
- Caroline, to Ty nie szykujesz się na bal?
- Przyszłam sprawdzić jak sobie radzisz, nie potrzebujesz pomocy?
- Nie. Właściwie to już kończę. Ale dzięki, że pytasz. Teraz wracaj do domu i o nic się nie martw.
- Chyba masz rację, ale gdybyś czegoś potrzebowała top dzwoń.
Wracając wstąpiłam jeszcze do Salvatorów. Zastanawiałam się czy Elenie już przeszło.
- Care, jak miło Cię widzieć.
- Cześć, też się cieszę. Pewnie słyszałeś o mojej kłótni z Eleną?
Tak. Ale powiem Ci, że ja nie mam zamiaru Cię oceniać. Znałem Klausa, zresztą wiesz o tym. Jest nawet miłym kolesiem, trochę porywczym, ale to nie oznacza, że nie można go lubić. Trzeba tylko umieć z nim rozmawiać. A jak widać Ty dajesz sobie radę.
- Dzięki Stefan. Wiedziała, że Ty zrozumiesz. - Przytuliłam się do przyjaciela.
- A tak w ogóle, to nie szykujesz się na bal?
- Taak... wiesz musiałam iść i sprawdzić co i jak.
Oboje wybuchliśmy śmiechem. Wtedy do pokoju weszli Elena i Damon. Damon uśmiechną się do mnie i puścił oczko porozumiewawczo. Po czy podszedł do brata, szepną coś na ucho i wyszli.
Niezręczną ciszę przerwała Elena.
- Przepraszam za wczoraj, nie powinnam tak napadać na Ciebie. Bądź, co bądź to Twoje życie. Nie mogę zabronić Ci bycia szczęśliwą, nawet jeśli lubisz Klausa.
- Cieszę się, że już się nie gniewasz. -Podeszłam do przyjaciółki i przytuliłam ją mocno.
- Proszę tylko nie każ mi gadać z pierwotnymi. Jakoś nie czuję takiej potrzeby. Rozumiesz mnie, prawda?
- Oczywiście. Teraz wybacz, ale muszę iść się szykować. Widzimy się na miejscu?
Teraz wiedząc już, że Elena się nie gniewa mogłam wracać do domu. Aby zacząć oficjalne przygotowywania. Weszłam do kuchni i nalałam sobie czerwony napój do szklanki. Gdy ją opróżniłam , udałam się do łazienki. Nalałam całą wannę wody, po czym położyłam się wygodnie. Kąpiel zakończyłam chłodnym natryskiem. Powoli odkręcałam kurek z zimną wodą, a ta robiła się coraz zimniejsza, aż poczułam szczypanie na skórze. To pobudzało mnie i zmuszało do trzeźwego myślenia. Ostatnio ciągle myślałam o czasie spędzonym z Klausem. Musiałam jak najszybciej przestać tak robić. To było głupie, bardzo głupie, mogło się źle skończyć. Mogłabym się w nim zakochać, lubiłam go ale bez przesady. A może jednak....
Gdy wyszłam z łazienki, udałam się do pokoju. Usiadłam przed lustrem i zaczęłam układać włosy. Ostatecznie zrobiłam delikatne fale, makijaż był delikatny w jasnych, ciepłych barwach. Tylko rzęsy postanowiłam mocno wytuszować. Na końcu założyłam sukienkę. Była długa z odkrytymi ramionami, w kolorze śliwkowym, delikatnie obsypana brokatem. Po czym założyłam buty, kolczyki, pierścionek chroniący mnie przed słońcem. Na koniec pociągnęłam usta błyszczykiem. Już miałam schodzić na dół, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Ostrożnie zeszłam o otworzyłam. To był Klaus. Ubrany w czarny smoking i białą koszulę. Ku mojemu zdziwieniu jego krawat idealnie pasował do mojej sukienki.
- Co Ty tu robisz?- Zapytałam zdziwiona widząc pierwotnego.
- Pomyślałem, że byłoby miło, gdybyś zechciała pójść ze mną na bal. - Powiedział uśmiechając się pogodnie.
- Tak... i to zbieg okoliczności, że Twój krawat pasuje do mojego stroju?
- To akurat nie jest zbieg okoliczności tylko zbieg Rebeki. -Zaśmiał się.
- Dobra skoro już tu jesteś, to możemy iść razem. Tylko bez żadnych numerów, jasne!?
Wtedy Klaus wyją z kieszeni marynarki małe, czarne pudełko i podał mi je powoli.
- Co to? - Zapytałam powoli wysuwając rękę.
- Otwórz i zobacz.
Wzięłam pudełeczko i delikatnie otworzyłam. To był naszyjnik. Piękny, srebrny, delikatny, cudownie błyszczący. Spojrzałam na wampira trochę zdezorientowana.
- Mogę?- Zapytał.
Nic nie odpowiedziałam. Skinęłam delikatnie głową i odwróciłam się, pozwalając aby pierwotny założył mi to cudeńko. Po czym wampir wyciągnął rękę, pomagając mi bezpiecznie dojść do jego samochodu. Otworzył mi drzwi i pomógł wsiąść do środka. Po chwili parkowaliśmy już na pobliskim parkingu. Na placu było już sporo ludzi, muzyka grała, pierwsi odważni wywijali już na parkiecie. Czułam się dość dziwnie idąc z pierwotnym u boku. Jako pierwsza podbiegła do nas Rebekah z promiennym uśmiechem. Uściskała nas serdecznie, po czym pobiegła na parkiet. Jej sukienka była krótka, na cieniutkich ramiączkach. Buty na wysokim obcasie w złotym kolorze. Wyglądała cudownie.
Elena siedziała przy stoliku z braćmi Salvatore. Patrzyła na nas z bezpiecznej odległości, widać było, że nie zamierza podejść. Tylko Stefan i Damon przywitali się. Przez chwilę szeptali coś z Klausem, ten skiną głową i odszedł gdzieś z Damonem. Wtedy Elena krzyknęła i gestem ręki zaprosiła do stolika.
Siedziałyśmy i oglądałyśmy zmagania naszych znajomych na parkiecie. Wielu z nich za dużo wypiło i ich tańce wyglądały komicznie. Często wybuchałyśmy głośnym śmiechem. Gdy Stefan przyszedł z drinkami, usiadł i przyłączył się do naszego zajęcia.
Po chwili jednak Elena zesztywniała, a jej mina zrobiła się poważna. Odwróciłam się i zobaczyłam Damona i Klausa idących w naszym kierunku. Damon od razu znalazł się obok Eleny, przytulając ją do siebie.
- Czy mogę prosić panią do tańca?
Podniosłam głowę i zobaczyłam Klausa, stojącego obok z szerokim uśmiechem i wyciągniętą ręką.
Spojrzałam na miny przyjaciół. Elena nie była zadowolona, a Damon i Stefan robili głupie miny. Ostatecznie zdecydowałam się i wyciągnęłam dłoń. Tańczyliśmy bez przerwy. Nie obchodziło mnie to, że wszyscy się gapią. Czułam się cudownie. Kto by pomyślał, że pierwotny tak świetnie tańczy. No ale nie ma co się dziwić przecież żyje już tyle lat.
Nagle muzyka ucichła, a na scenie pojawił się Rick. Byłam zdziwiona gdy go zobaczyłam, przecież miał być na szkoleniu w innym stanie. Wszyscy zastanawialiśmy się, co on będzie robił.
- Witam Wszystkich. Przepraszam, że przerywam Wam zabawę. Obiecuję, że to nie potrwa długo. To znaczy, zależy to od pewnej, pięknej kobiety. Wszyscy odwróciliśmy się w stronę światła, które świeciło na Jenne. Rick w tym czasie wyją małe pudełeczko z kieszeni i klęknął na scenie.
- Jenno, jesteś kobietą z którą pragnę spędzić resztę życia. Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i zostaniesz moją żoną?
Jenna ze łzami w oczach weszła na scenę i stanęła przed klęczącym mężczyzną. Po chwili wszyscy usłyszeliśmy głośne TAK! Rick wsuną pierścionek Jennie na palec i pocałował.
Wszyscy zaczęli głośno krzyczeć, gwizdać i klaskać.


wtorek, 4 lutego 2014

XVI ZAKUPY

                                         XVI ZAKUPY

Gdy się obudziłam na podwórku było jeszcze ciemno. A ja nie wiedząc czemu nie mogłam spać. Słyszałam jak mama krząta się po domu, szykując się do pracy.
Po chwili usłyszałam cichutki stukot w parapet. Podeszłam do okna, to był deszcz. Nie znosiłam takiej pogody, wywoływała u mnie depresje. W dodatku mamy jechać na zakupy, a taka pogoda nie wpływałam na mnie dobrze.
Podeszłam do komody aby wyjąć czyste ubranie. Zauważyłam różę, którą dostałam wczoraj. To wywołało uśmiech na mojej twarzy. Po porannej toalecie zeszła na śniadanie. Właśnie leciał w telewizji program, a w nim cudne konie pasące się na łące. Od razu przypomniałam sobie ostatnie dni spędzone na ranczu.
Wtedy zadzwonił telefon. To była Elena.
- Caroline, gotowa na zakupy?
- Jasne, zaraz będę.
Pobiegłam na górę, usiadłam przed lustrem i zrobiłam makijaż. Zauważyłam kilka kropel krwi na koszulce. Zmieniłam ją szybko na czystą w kolorze niebieskim. Założyłam jedne z ulubionych par butów i wyszłam. Niebo wciąż było szare, wsiadłam do samochodu i pojechałam do pensjonatu Salvatorów. Zatrzymałam się pod drzwiami i zatrąbiłam. Po chwili z domu wybiegła Elena, była uśmiechnięta, wyraźnie miała dobry humor. - Wyglądasz okropnie.- Powiedziała, wsiadając do samochodu.
- Ale Ty wyglądasz kwitnąco. Mogę wiedzieć czym jest to spowodowane?
- Ja i Damon spędziliśmy cudowną noc na.....
- Dobra, dobra, nie chcę znać szczegółów.- Zaśmiałam się.
W sklepie świetnie się bawiłyśmy. Wybierałyśmy i przymierzałyśmy sukienki jak szalone. Jednak mimo tylu wspaniałych rzeczy, nie znalazłam niczego co by mi odpowiadało.
- Co się dzieje Care? Nic nie kupujesz?
- Jakoś dzisiaj nie jest dobry dzień na zakupy. Ale Ty musisz kupić tę sukienkę.
Była to kreacja z delikatnego materiału, w kolorze turkusowym. Długa, na cienkich ramiączkach, z odkrytymi plecami i rozporkiem do kolana.
- Wyglądasz cudownie.
- W takim razie biorę ją.- Dziewczyna chwyciła sukienkę i pobiegła do kasy.
Wychodząc ze sklepu wpadłyśmy na Rebekah.
- Dziewczyny, co za miła niespodzianka!- Krzyknęła.
- Och tak.- Mruknęła Elena.
- Widzę, że kupiłyście sukienki na bal. To znaczy Elena kupiła. A Ty Caroline? Czyżbyś nie wybierała się na tańce?
- Wybieram się, tylko nie znalazłam nic odpowiedniego. Impreza jest jutro, tak więc mam jeszcze trochę czasu.
- Care, musimy już iść. -Powiedziała Elena, idąc w stronę samochodu.
-Caroline, czy dziś też nas odwiedziesz? Niklaus na pewno się ucieszy!- Krzyknęła Rebekah i zniknęła za rogiem.
Nim dotarłyśmy do samochodu Elena rozpoczęła swoje kazanie.
- Odwiedzisz? Chyba się przesłyszałam!? Ty biegasz na herbatki do pierwotnych? Zwariowałaś? Oni chcieli nas zabić, zapomniałaś już o tym?!
- Daruj sobie. Byłam tam tylko raz. A poza tym Damon też chciał mnie zabić! Więc co mam go unikać?! Nie oceniaj mnie! Będę chodziła i robiła to co mi się podoba! To moje życie.
Droga do domu ciągnęła się w nieskończoność. Elena się obraziła i nie odzywała ani słowem.
Gdy zatrzymałam się pod pensjonatem, Elena chwyciła swoje rzeczy i nic nie mówiąc zniknęła za drzwiami. Słyszałam tylko jak żali się Damonowi, a on śmieje się w głos.
Trochę zrobiło mi się smutno. Moja najlepsza przyjaciółka obraża się na mnie z powodu pierwotnych. Zachowuje się jak zazdrosna pięcioletnia dziewczynka. Ja nie zamierzam stać w miejscu i trzymać się tylko Salvatorów, jej wyraźnie to odpowiadało. Ostatnio jak by mniej boję się Micaelsonów, a przynajmniej Klausa. Rebekah też zaczęła wydawać się bardziej ludzka, fakt zadzierała nosa, ale było to do zniesienia.
W domu usiadłam i zabrałam się za przeglądanie katalogów i stron internetowych w poszukiwaniu sukienki. Zaczynałam się już denerwować, bo nic nie przykuło mojej uwagi.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Podeszłam mozolnym krokiem i otworzyłam.
- Dobrze, że jesteś w domu. Zbieraj się, jedziemy na zakupy.
Stanęłam, patrząc z niedowierzaniem. To była Rebekah.
- Ty chcesz abym poszła z Tobą na zakupy?
- No tak. Chyba, że nie chcesz. Albo może masz inne plany?
-Spoko. Czekaj chwilę wezmę tylko rzeczy i możemy ruszać.- Uśmiechnęłam się.
Już po chwili pędziłyśmy jej sportowym czerwonym autem przez miasto.
-Dokąd jedziemy?- Zapytałam, gdy zauważyłam, że mijamy granicę Mistic Falls.
- Zobaczysz. Nil bardzo lubi ten sklep.- Zaśmiała się.
- Nik? A co on ma wspólnego z sukienkami. No chyba, że o czymś nie wiem.
- Prawdę mówiąc nic. Ale ten sklep to jeden z niewielu, który mu odpowiada kiedy idzie ze mną na zakupy. A poza tym dał nam swoją kartę.-Rebekah wyjęła kartę z kieszeni, machając ją w górze.
- To on chodzi z Tobą na zakupy?-Zaśmiałam się.
- Czasami, kiedy przegra zakład lub coś w tym stylu.
Po chwili wchodziłyśmy do sklepu. Wnętrze było białe, pachniało bzem, a wkoło wisiało mnóstwo ubrań.
W życiu nie byłam w takim sklepie i nie widziałam tylu przepięknych rzeczy. No może w gazetach. Podeszłam powoli do wieszaka i delikatnie aby niczego nie zniszczyć zerknęłam na metkę z ceną. To co zobaczyłam doprowadziło mnie do zawrotu głowy. A żeby było mało ta szmatka była przeceniona. Mój budżet zdecydowanie był za mały na zakup jakiejkolwiek rzeczy.
- Dalej, wybieraj co tylko chcesz. Klaus kazał kupić Ci co tylko zechcesz. Nie wiem co mu zrobiłaś bo dziwnie się zachowuje. Ale muszę powiedzieć, że bardzo mi się to podoba. Przynajmniej nie wyżywa się na mnie.
- Ja w ogóle nie wiem o czym Ty mówisz. Nic nie zrobiłam,
- Jasne.- Wampirzyca uśmiechnęła się pogodnie.
Zabrałyśmy się za zakupy. Biegałyśmy po sklepie jak szalone. Przymierzałyśmy sukienki, jedna po drugiej. Co dziwne obie świetnie się bawiłyśmy. Kto by pomyślał, że Rebekah jest świetnym kompanem. Zakupy z nią są o wiele bardziej przyjemniejsze niż z Eleną. Aż głupio to przyznać.
- Stój! Zaczekaj!- Krzyknęła Rebekah.- Obróć się. Wyglądasz przepięknie, powinnaś kupić tę sukienkę.
- Wiesz. Właśnie się nad nią zastanawiałam. Dzięki Tobie podjęłam decyzję. A Ty wybrałaś coś?
Dziewczyna odsunęła się na bok, a za jej plecami stało kilka toreb pełnych ubrań.
Rebekah wybrała jeszcze buty i dodatki pasujące do mojej sukienki. Całe nasze zakupy kosztowały Klausa sporą sumkę. Rebekah zapłaciła, i po chwili szłyśmy w stronę samochodu obładowane torbami.
- To właśnie dlatego zabieram brata na zakupy. Nie muszę wtedy nosić tego sama.
Wybuchłyśmy głośnym śmiechem, gubiąc przy tym kilka toreb.
- Powiedz dla Klausa, że oddam mu te pieniądze najszybciej jak to możliwe.
-Żartujesz? Jak chcesz to sama mu powiedz. Ja nie mam zamiaru się narażać. Wiesz czym by to się dla mnie skończyło? Nie jestem samobójczynią.
-Ok. Sama mu powiem przy okazji.. Dzięki za miłe popołudnie. Nie wiedziałam, że jesteś taka...
- No jaka?
- Taka sympatyczna.- Uśmiechnęłam się.
Gdy byłyśmy pod moim domem, wzięłam torby, pożegnałam się z koleżanką i weszłam do domu.
W mieszkaniu było ciemno. Najwidoczniej mama miała dużo roboty w biurze. Weszłam do pokoju, taszcząc torby. Przymierzyłam jeszcze raz sukienkę, buty i resztę dodatków. Rebekah ma gust pomyślałam i odwiesiłam sukienkę na wieszak. Próbowałam dodzwonić się do Eleny, jednak nie odbierała. Nie to nie. Skoro chce zachowywać się jak dziecko, to proszę bardzo..
Udałam się do łazienki, a później jak przystało na grzeczną dziewczynę spać.



poniedziałek, 20 stycznia 2014

XV CIEPŁE POWITANIE

                                    XV CIEPŁE POWITANIE

Usłyszałam pukanie do drzwi i głośne śmiechy. Otworzyłam oczy i zorientowałam się, że jestem w salonie. Podniosłam się i poczułam ból wszystkich kości. Przeklęta kanapa. Pomyślałam. A żeby było mało, bolała mnie głowa. I po co piłaś sama to wino. Karciłam się w myślach. Z wielkim trudem dotarłam do drzwi.
-Caroline!-Krzyknęła Elena, rzucając mi się na szyję.
-Witamy z powrotem.-Powiedział Stefan.
-Kacyk co?-Dodał Damon, wchodząc do środka.
-Daruj sobie.-Burknęłam, zamykając drzwi.
Cała trójka rozsiadła się w salonie. Ja udałam się do kuchni i nalałam czerwonego napoju do szklanek, po czym podałam je przyjaciołom.
-Nie, dzięki.-Powiedział Stefan.
-Żartujesz, pij.-Podałam szklankę,puszczając oko do chłopaka.
-Całkiem dobra, skąd to masz?-Zapytała Elena.
-Od taty. To jadłam będąc u niego. Jak wyjeżdżałam to dał mi kilka butelek. Jeśli chcecie mogę się podzielić?
-Świetnie.-Powiedział Damon.-Mam już dość latania po lesie jak głupek.
-Przecież Ty jesteś głupkiem.-Dodałam, a wszyscy wybuchli głośnym śmiechem. A Damon wywrócił oczami.
-Caroline, chyba pamiętasz, że zbliża się bal z okazji zakończenia wakacji?. Może wybierzemy się jutro na zakupy?
-O tak. Zakupy, tego mi brakowało. Muszę tylko coś Wam powiedzieć. Katherina, chce odzyskać księgę. Zahipnotyzowała i nasłała na mnie jednego z pracowników taty. Chciał mnie zabić. Na szczęście Klaus uratował mnie w ostatniej chwili.
-Klaus? To podejrzane, ten koleś chyba się zakochał.-Powiedział Damon, uśmiechając się łobuzersko.
Elena szturchnęła go łokciem.-Jak możesz? To poważna sprawa, a Ciebie żarty się trzymają.
-No co? A jak to niby wytłumaczysz? Już drugi raz jak ją ratuje. Nie wspomnę, że mógł ją osobiście zabić. A jak widać nie zrobił tego.
-W takim razie, możemy spodziewać się wizyty Katherine w najbliższym czasie.-Powiedział Stefan.
-A możemy martwić się tym kiedy indziej?-Powiedziała Elena, przytulając się do Damona.
Kiedy cała trójka wyszła. Udałam się rozpakować. Gdy wszystko leżało już na miejscu, zajrzałam do walizki i wyjęłam z niej ostatnią rzecz. Była to czarna koszulka Klausa. Od razu przypomniałam sobie
chwilę z nim spędzone. I muszę przyznać, że było bardzo miło.
Postanowiłam, że odniosę mu ją tak jak obiecałam. Wzięłam torebkę, kluczę i telefon. Zamknęłam drzwi i wsiadła do samochodu. W środku unosił się zapach pierwotnego. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ruszyła w drogę. Po piętnastu minutach byłam już na miejscu.
Wzięłam głęboki oddech i zapukałam do drzwi.
Chwilę później drzwi się otworzyły, a w nich stanął Kol.
-Znowu Ty!!-Krzyknął.
Patrzył na mnie wściekłym wzrokiem. Dobrze pamiętałam jak potraktował mnie ostatnio. Więc gdy tylko zbliżył się do mnie, napięłam wszystkie mięśnie. Byłam gotowa na cios.
-Zostaw ją Kol!-Usłyszałam szorstki głos Klausa.
Po chwili, pierwotny wampir stanął między mną a bratem.
-Jak wolisz braciszku.-Kol podniósł ręce w geście poddania się i zniknął.
-Witaj Caroline.-Klaus odwrócił się i powitał szerokim uśmiechem.-Co Cię sprowadza?
-Przyszłam oddać Ci koszulkę.
-Proszę wejdź do środka, może napijemy się czegoś?-Wampir odsunął się, wpuszczając mnie przodem.
Wchodząc do środka, zdałam sobie sprawę, że jestem w tym domu drugi raz. Lecz ten pierwszy nie należał do przyjemnych. Dom był wspaniały. Wysoki sufit, z pięknymi wiszącymi żyrandolami. Ściany w kolorze kakaowym, a piękne obrazy dodawały ich charakteru.. W oknach ciężkie, zielone zasłony z frędzlami u dołu. Na środku salonu stała czarna skórzana kanapa, dwa fotele i mały dębowy stolik, z dodatkową szklaną półką pod spodem. Kuchnia była połączona z jadalnią. Nic nadzwyczajnego, kilka szafek i lodówka. Tylko stół był cudowny, wielki, okrągły z rzeźbionymi nóżkami. Również ciemny i dębowy. Tak jak większość mebli w tym domu.
-Podoba Ci się?
-Tak. Jest ślicznie, trochę jak w muzeum.-Odpowiedziałam, wciąż rozglądając się.
-Może chcesz jeszcze zwiedzić górną część tego muzeum?-Zapytał, śmiejąc się.
-Nie dziękuję.
-W taki razie, czego się napijesz?
-Whisky.-Powiedziałam, siadając na kanapie.
-No, no, no, kto zaszczycił nas swoją obecnością?
Odwróciłam się i zobaczyłam Rebekah schodzącą po schodach.
-Niklaus nie mógł przestać opowiadać o Tobie.
Czułam jak palą mnie policzki. Musiałam być czerwona jak burak.
-A tak poza tym. Czy zabrałabyś mnie kiedyś na wieś? Uwielbiam jeździć konno. A Klaus mówił, że macie dużo pięknych koni.
-Rebekah!-Klaus warknął ma siostrę.
-No co?-Tylko zapytałam.
-Jasne. Jak będę jeszcze tam jechała to dam Ci znać.-Uśmiechnęłam się.
-Przepraszam za nią.
-Nic nie szkodzi. Cieszę się, że nie urwała mi głowy. Zasiedziałam się trochę, lepiej już pójdę.
Nie powiedziałam już nic tylko wyszłam. Tak naprawdę to nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Przecież jest postrachem wampirów i nie tylko. Dziwiło mnie to, że jest dla mnie taki miły. W dodatku nie mogłam się m skupić. On działał na mnie w jakiś dziwny sposób. To jest naprawdę dziwne. Gdy dotarłam do domu było już ciemno. W kuchni czekała na mnie mama z kolacją.
-Dobrze, że jesteś. Siadaj bo wystygnie.
Usiadła przy stole, zjadłam posiłek, po czym popiłam ją czerwono-krwistym napojem.
-Dziękuję.-Powiedziałam odstawiając naczynia do zmywarki.-Jadę jutro z Eleną na zakupy. Musimy kupić sukienki na bal.
Mama kiwnęła tylko głową na znak, że nie ma nic przeciwko. A ja udałam się do pokoju. Usiadłam na łóżku i co moje oczy ujrzały. Przepiękna, czerwona róża leżał na mojej poduszce.
Tym razem wiedziałam już kim jest osoba, która mi ją podarowała.
Przyznam szczerze , że nawet mi się to podobało. Może Damon ma jednak rację. Tylko czy to możliwe, by taki ktoś jak Klaus potrafił kochać. Dłuższy czas siedziałam i zastanawiałam się nad tym. Nie pamiętam kiedy odpłynęłam we śnie.