sobota, 26 października 2013

XI MIŁO SPĘDZONY CZAS

                           XI MIŁO SPĘDZONY CZAS

Założyłam swój kapelusz, szarą bluzę i wyszłam z domu. Euforia stała już osiodłana i skubała trawę przy bramie. Na niebie nie było żadnej chmurki, zza horyzontu powoli wyłaniał się księżyc. Wiał lekki i przyjemny wiatr. Wsiadłam na grzbiet klaczy i odjechałam najszybciej jak potrafiłam. Zwolniłam dopiero gdy odjechałam wystarczająco daleko od wioski. Gdy odwróciłam się zobaczyłam, że jedzie za mną tylko Klaus.
Na koniu wyglądał cudownie. Jechał wyprostowany, pełen gracji, nie przechylał się na boki. Nie to co ja, do takiej perfekcji jeszcze mi brakowało.
- Jak na początkującą to świetnie Ci idzie.-Klaus zaśmiał się. Po czym podjechał bliżej.
- Wiem.- Burknęłam, nie zwracając na niego uwagi.- A gdzie jest Emma?
- Poprosiłem żeby pojechała do domu.- Usta pierwotnego wygięły się w delikatnym uśmiechu.
- Poprosiłeś, czy zmusiłeś?! Ty nigdy nie prosisz, robisz z ludźmi to na co akurat masz ochotę.
- No dobra, trochę pomogłem w podjęciu decyzji. Nie musisz się tak denerwować, nic złego jej nie zrobiłem. Przecież obiecałem,że będę grzeczny.
- Klaus. Czy mogę Cię o coś zapytać? Tylko odpowiedz szczerze. Po co właściwie tu przyjechałeś?
- Nie było Cię w Mystic Falls tak długo, postanowiłem sprawdzić co u Ciebie. Wyjechałaś bez pożegnania. Martwiłem się, że po incydencie z Tylerem możesz zrobić jakąś głupotę. A poza tym, dzień bez Ciebie jest dniem stracony.- Usta Klausa wygięły się w uśmiechu.
- Tak jasne. Bujać to my, ale nie nas.- Powiedziałam uśmiechając się lekko. Co prawda podobało mi się to co powiedział, martwił się i tęsknił. A to rzadko spotykane u mężczyzn. No może wyjątkiem jest Damon, który lata za Eleną z językiem na brodzie.- Ścigamy się do tego drzewa na wzgórzu?
Nie czekając na odpowiedź ruszyłam, zostawiając Klausa w tyle. Wiedziałam, że gdyby tylko chciał już dawno by mnie wyprzedził. Jednak cały czas czułam, że jedzie tuż za mną i obserwuje.
Przejechaliśmy przez las, potem w dół w stronę jeziora. Minęliśmy polanę pełną kwiatów i starą stodołę, przy której rosło mnóstwo słoneczników. Ostatni odcinek, to tylko wjazd pod górę. Oczywiście jako pierwsza dotarłam na szczyt, zatrzymałam się pod starym ogromnym dębem. Jego liście były bardzo duże i niesamowicie zielone.
- Pierwsza!- Krzyknęłam, zeskakując z konia.-Dlaczego się tak wlokłeś? To miał być wyścig, a nie powolna przejażdżka, strasznie się wlokłeś.
- Tak wiem, trochę się zagapiłem przy starcie. Poza tym jadąc za Tobą mogłem na Cie..... mogłem podziwiać widoki.
Domyśliłam się co tak naprawdę chciał powiedzieć. Poczułam jak moje policzki robią się czerwone. Sądziłam, że etap czerwienienia się miałam za sobą. Jednak widać myliłam się. Myślałam, że wampirów to nie dotyczy. Tymczasem moje policzki, aż płonęły.
- A gdzie się zatrzymałeś, chyba nie zamierzasz spać w lesie?- Postanowiłam zmienić temat zanim zrobi się nie przyjemnie.
- Liczyłem, że pozwolisz mi zamieszkać u siebie. Wiesz, spanie w lesie nie jest przyjemne.
- Nie ma mowy, do domu nie zostaniesz zaproszony. Ale możesz spać w stajni jeśli Cię to zadowoli. Tylko jest jeden warunek. Nikomu nie może stać się krzywda. Rozumiesz?
- Dziękuję, spanie w stajni to nie jest coś do czego przywykłem, ale leprze to niż las. Poza tym będę bliżej Ciebie. I obiecuje, że nikomu nic nie zrobię, a przynajmniej postaram się.
- A powiesz mi dlaczego nie zabiłeś nas u siebie w domu? Miałeś motyw i okazję się nas pozbyć raz na zawsze.
- Uwierz mi, miałem taki zamiar. Jednak Stefan jest moim starym znajomym i kiedyś dobrze się bawiliśmy razem. A poza tym jak bym mógł zabić kogoś tak bezbronnego jak Ty Caroline.
Siedzieliśmy w kompletnej ciszy. Żadne z nas nie odzywało się ani słowem. Słychać było tylko nasze oddechy. Ja podziwiałam zachodzące słońce, słuchałam śpiewu ptaków, oraz dźwięków jakie wydobywały się z lasu. Nie miałam ochoty na rozmowę z Klausem. Jednak cały czas czułam jego wzrok na sobie. Było to dość denerwujące, a zrazem miłe. Nie sądziłam, że najgroźniejszy wampir jest na tyle miły, aby dało się z nim wytrzymać dłużej niż 5 minut. Na niebie pojawiały się już gwiazdy, wiatr wiał coraz silniej. Mimo, iż miałam na sobie bluzę chłód zaczął mi dokuczać. Wtedy ogarną mnie miły, ciepły dotyk czyjegoś ciała. To Klaus przysuną się i objął delikatnie, poczułam jego cudowny zapach. Odwróciłam głowę, uśmiechając się szeroko, nic nie mówiąc oparłam głowę na jego ramieniu. Cudowną ciszę przerwał mój telefon.
Szybko odebrałam i usłyszałam zdenerwowany głos taty.
- Caroline, gdzie jesteś?!
- Jestem na koniach z Klausem. Coś się stało?
- Nie nic. Martwiłem się, zniknęłaś nie mówiąc nic nikomu. Robię kolację, o której wrócisz?
- Już będę się zbierać. Pa.
Nie musiałam się odwracać, a wiedziałam że Klaus śmieje się. Zawsze to robił.
- Czego się tak szczerzysz?!
- Dziwię się, że Ty i Twój tata żyjecie w tak dobrych relacjach. Myślałem, że po ostatnich zdarzeniach wasze stosunki trochę oschły. W końcu jak by nie patrząc chciał Cię zabić.
- Ludzie się zmieniają, ale co Ty możesz o tym wiedzieć. Dla Ciebie nic i nikt się nie liczy! Wracam do domu.
Wsiadłam na konia i ruszyłam w stronę domu. Nie obchodziło mnie czy Klaus jedzie za mną, chciałam być już w domu. Na moje szczęście, droga powrotna minęła bardzo szybko. Odprowadziłam Euforię do boksu, dałam wody i jedzenia. Pożegnałam się, a ona jak zawsze głośno zarżała.
- Widzę, że Ty i Twoja klacz jesteście bardzo przywiązane do siebie. To takie urocze.
- Tak, jest dla mnie bardzo ważna. Dlatego jeżeli stanie jej się coś złego, pożałujesz że w ogóle się poznaliśmy.
Nie zwracając uwagi na Klausa ruszyłam w kierunku wyjścia. Miała już dość jego towarzystwa na dziś. Niewątpliwie potrafi być miły i czarujący, jednak nie bardzo bawiło mnie jego poczucie humoru. Nie wiedziałam kiedy żartuje, a kiedy mówi prawdę.
- Dobranoc Caroline, do zobaczenia jutro!
- Oby nie.- Szepnęłam. Wiedziałam, że Klaus i tak to usłyszy.
Tata czekał na mnie przy stole. Nic nie mówiąc zabraliśmy się za jedzenie. Słychać było tylko uderzenia sztućców o talerze i głośne siorbanie.
Po skończonej kolacji, sprzątnęłam ze stołu i poszłam do salonu. Usiadłam wygodnie na dywanie koło kominka. Poczułam przyjemne ciepło na ciele, przypomniało mi to o pierwszych dniach życia jako wampir. To właśnie wtedy, przy kominku u Salvatorów Stefan tłumaczył mi, jak będzie wyglądało moje dalsze życie.
Tata podał mi szklankę z burbonem, po czym usiadł na kanapie. Oboje uwielbialiśmy siedzieć w ciszy, dlatego żadne z nas nie wypowiedziało ani słowa. Byliśmy pochłonięci rozmyślaniem. Gdy wypiłam cała zawartość szklanki, poczułam jak ogarnia mnie zmęczenie. Poszłam więc na górę, kierując się w stronę łazienki. Szybki prysznic i spanie, to było to, czego mi potrzeba. Założyłam moją starą zieloną koszulkę, która od pewnego czasu zastępowała moją piżamę. Przez chwilę leżałam i rozmyślałam o dzisiejszych wydarzeniach, oraz o czasie spędzonym z Klausem. Muszę przyznać, że było bardzo miło. Przez chwile pomyślałam nawet, że mogłabym być z Klausem. Jednak szybko odgoniłam te myśli, pukając się w głowę i karcąc w myślach. Sama myśl o tym była grzechem, nie mówiąc jaką by to wywołało burzę w śród moich przyjaciół gdyby do tego doszło. Nie wiem nawet kiedy odpłynęłam we śnie.

sobota, 19 października 2013

X CO ZA NIEMIŁA NIESPODZIANKA

                                                X CO ZA NIEMIŁA NIESPODZIANKA

Gdy wróciłam na ranczo, tata czekał na mnie przed domem. Chodził to w jedną,to w drugą stronę. Od drzewa, do drzewa.
- Tato,czy coś się stało?- Zapytałam widząc jaką ścieżkę utworzył od tego maszerowania.
- Nie. Zatrudniłem nowego pomocnika, będzie zastępował Net'a dopóki do nas nie wróci. Ma na imię Nik. Jest w stajni, możesz iść i poznać go.
Coś mi tu nie pasowało. Tata był wyraźnie zdenerwowany. Musiałam się dowiedzieć dlaczego. Wbiegłam do domu, zostawiłam kluczę i torebkę na stoliku przy drzwiach. Po czym udałam się do stajni. Gdy weszłam, szybko zrozumiałam dlaczego tata był w takim, a nie innym stanie. Na jego miejscu też bym się wkurzyła. Przy koniach, stał nie kto inny jak Niklaus we własnej osobie. Gdy tylko mnie zobaczył uśmiechną się szeroko i w mgnieniu oka staną na przeciwko mojej twarzy.
- Caroline. Jak się cieszę, że Cię widzę.- Powiedział łagodnym głosem, nie odrywając wzroku ode mnie. Jego usta wygięły się w delikatny uśmiech, a oczy zaświeciły. Nie wiem dlaczego ale dziwnie się poczułam.
- Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego. Co tu robisz Klaus!?- Byłam wściekła, wyjechałam na wieś aby odpocząć. Miałam dość pierwotnej rodziny, a tu jeden z nich przyjeżdża i to ten najgorszy. Myślałam, że oszaleje.
-Pracuje jak widzisz. Nie wiedziałem, że praca na ranczu jest taka męcząca. Szczególnie, gdy pracuje się jak zwykły szary człowiek.- Klaus odwrócił się i zabrał za robotę. Kto by pomyślał, że jest najgroźniejszą istotą na ziemi. W tej chwili wyglądał zwyczajnie, po prostu ludzko.
Był bez koszulki, tylko w spodenkach. Na jego umięśnionym ciele było widać krople potu, a we włosach siano. Zawsze taki zadbany, dobrze ubrany. A teraz niczym się nie różnił od reszty pracowników.
Stałam i przyglądałam się, nie mogąc oderwać wzroku. Co jak co, ale wyglądał zabójczo.
- Macie piękne konie. Uwielbiam konie!- Krzyknął Klaus.
Dopiero wtedy ocknęłam się i zdałam sobie sprawę, co robiłam przez kilka sekund. Zmieszana szybko przeniosłam wzrok na Euforię.
- A jak tam Twój kolega, Nate? Powiem Ci, że nie jest wcale taki odważny. Gdy zobaczył wilka, rozkrzyczał się jak dziewczyna. Albo i gorzej. A jak spadał z konia... to wyglądało naprawdę komicznie, żałuj że nie widziałaś. Mówię Ci, pękłabyś ze śmiechu.
- Więc to Ty stoisz za tym wszystkim!- Byłam wściekła, miałam ochotę skręcić mu kark. Jednak wiedziałam, że byłoby to tylko chwilowe. To nie zabije pierwotnego.
- Proszę, nie gniewaj się na mnie. Zrobiłem to dla Ciebie.
- Dla mnie?! Śmieszny jesteś, Ty nigdy nie robisz czegoś dla kogoś. A te stado krów, to też Twoja sprawka?
- Byłem głodny, miałem wybór krowy lub ludzie. Wybrałem krowy, za ludzi byłabyś bardziej zła. Musiałem tu przyjechać, nie mogłem pozwolić abyś znowu cierpiała przez jakiegoś chłoptasia.- Uśmiechną się szelmowsko.- Zająłem się już Tylerem i Haley.
- Dzięki, ale nikt Cię o to nie prosił. Za kogo Ty się uważasz?!- Powiedziałam i poszłam do domu.
- Do zobaczenia później Caroline!
W kuchni siedział tata, właśnie jadł obiad. Wyglądał na zmęczonego i zmartwionego. Na jego twarzy było widać kilka nowych zmarszczek. Podkrążone oczy oznaczały, że już od dłuższego czasu nie wysypia się dobrze.
- Mam nadzieję, że zaprosiłeś go do środka? Nie udało mi się jeszcze dowiedzieć czego tu szuka, dlatego Ty i pracownicy powinniście zażywać werbenę.
- Tak wiem, dosypałem im już do wody. Ale Ty również powinnaś trzymać się od niego jak najdalej.
- Klaus nie wygląda jak by miał zamiar zrobić komuś krzywdę. Jednak nic z nim nie wiadomo. Postaraj się aby jak najwięcej ludzi dostało werbenę. Teraz muszę zadzwonić.
Pobiegłam na górę, chwyciłam telefon i wybrałam numer do Stefana. Odebrał po 2 sygnałach.
- Stefan, mam problem.- Szybko opowiedziałam wszystko.
- W takim razie przyjedziemy do Ciebie i postaramy się namówić go, aby zostawił ranczo i wrócił do Mystic Falls. Fakt graniczy to z cudem, ale warto próbować.
- Może na razie nie. Klaus nie wygląda, aby przyjechał z zamiarem zabijania. Gdy Was zobaczy mógłby się wkurzyć. Oboje wiemy, jak mogłoby się to skończyć. Gdyby się coś działo dam Wam znać. Teraz muszę kończy.
Padłam na łóżko i zastanawiałam się, czego Klaus właściwie chce. Przecież to nie możliwe, aby przejechał tyle drogi bez sensownego celu. Od myślenia rozbolała mnie głowa. Postanowiłam coś zjeść, wstałam i poszłam do mojej ukrytej lodówki. Na moje szczęście, tata znowu ją zapełnił butelkami z krwią. Wzięłam jedną i poszłam do salonu. Rozsiadłam się na kanapie, zakładając nogi na stół. Po czym znalazłam pilot, który tata wcisną między poduszki. W telewizji nie było nic ciekawego, a na tej wiosce zasięg kablówki nie był najlepszy. Zatrzymałam się na kanale muzycznym. Odkręciłam butelkę i upiłam spory łyk. Poczułam jak płyn przepływa przez mój przełyk wprost do żołądka. Poczułam błogi spokój, który jednak nie trwał długo.
Ktoś zapukał do drzwi. Wytężyłam słuch, jednak nie usłyszałam bicia ludzkiego serca. Pogłośniłam muzykę i zignorowałam pukanie. Jednak stukanie nie ustało, wręcz przeciwnie zamieniło się w głośny, denerwujący łomot. Wściekła postanowiłam otworzyć.
- Czego chcesz! Przez tyle lat nie nauczyłeś się dobrych manier!
- Ależ po co od razu się złościsz? Chciałem tylko zapytać, czy nie wybrałabyś się ze mną na przejażdżkę. Wiem, że zawsze o tej porze jeździsz.
- I, że niby mam jeździć teraz z Tobą? Śmieszny jesteś.
- Och nie tylko ze mną. Jest tu Twoja nowa przyjaciółka. Chyba nie chcesz, aby coś się jej stało?- Zapytał uśmiechając się łobuzersko.
Emma stała ze swoim koniem pod ogromną wierzbą. Wiatr rozwiewał jej włosy, a zielona bluzka zlewała się z liśćmi na drzewie. Na szczęście była na tyle daleko aby nie słyszeć o czym rozmawiamy. Biedna dziewczyna, stała uśmiechając się, nie wiedząc jakie niebezpieczeństwo jej tu grozi.
- Emma nie jest moją przyjaciółką. Jesteś słabo poinformowany.
- W takim razie nie będziesz miała nic przeciwko jeśli ją zjem.- Klaus wystawił kły, jego oczy zrobiły się ogromne. Wyraz jego twarzy nie był przyjazny. Powoli zaczął iść w kierunku dziewczyny. Nie wyglądał aby cokolwiek miało by go powstrzymać.
- Dobra, stój! Już idę. Ale obiecaj, że nic jej nie zrobisz.- Uległam, nie mogłam pozwolić aby ją zabił. Fakt nie przepadałam za nią, ale ona nie zasłużyła na śmierć. A przynajmniej na taką.
- Obiecuję.- Uśmiechną się i schował kły.


*********************************************************************************

Przepraszam, że musiałyście tak długo czekać. Rozdział ten dedykuje wszystkim moim czytelniczkom.
Pozdrawiam i ściskam  :*