XV CIEPŁE POWITANIE
Usłyszałam pukanie do drzwi i głośne śmiechy. Otworzyłam oczy i zorientowałam się, że jestem w salonie. Podniosłam się i poczułam ból wszystkich kości. Przeklęta kanapa. Pomyślałam. A żeby było mało, bolała mnie głowa. I po co piłaś sama to wino. Karciłam się w myślach. Z wielkim trudem dotarłam do drzwi.
-Caroline!-Krzyknęła Elena, rzucając mi się na szyję.
-Witamy z powrotem.-Powiedział Stefan.
-Kacyk co?-Dodał Damon, wchodząc do środka.
-Daruj sobie.-Burknęłam, zamykając drzwi.
Cała trójka rozsiadła się w salonie. Ja udałam się do kuchni i nalałam czerwonego napoju do szklanek, po czym podałam je przyjaciołom.
-Nie, dzięki.-Powiedział Stefan.
-Żartujesz, pij.-Podałam szklankę,puszczając oko do chłopaka.
-Całkiem dobra, skąd to masz?-Zapytała Elena.
-Od taty. To jadłam będąc u niego. Jak wyjeżdżałam to dał mi kilka butelek. Jeśli chcecie mogę się podzielić?
-Świetnie.-Powiedział Damon.-Mam już dość latania po lesie jak głupek.
-Przecież Ty jesteś głupkiem.-Dodałam, a wszyscy wybuchli głośnym śmiechem. A Damon wywrócił oczami.
-Caroline, chyba pamiętasz, że zbliża się bal z okazji zakończenia wakacji?. Może wybierzemy się jutro na zakupy?
-O tak. Zakupy, tego mi brakowało. Muszę tylko coś Wam powiedzieć. Katherina, chce odzyskać księgę. Zahipnotyzowała i nasłała na mnie jednego z pracowników taty. Chciał mnie zabić. Na szczęście Klaus uratował mnie w ostatniej chwili.
-Klaus? To podejrzane, ten koleś chyba się zakochał.-Powiedział Damon, uśmiechając się łobuzersko.
Elena szturchnęła go łokciem.-Jak możesz? To poważna sprawa, a Ciebie żarty się trzymają.
-No co? A jak to niby wytłumaczysz? Już drugi raz jak ją ratuje. Nie wspomnę, że mógł ją osobiście zabić. A jak widać nie zrobił tego.
-W takim razie, możemy spodziewać się wizyty Katherine w najbliższym czasie.-Powiedział Stefan.
-A możemy martwić się tym kiedy indziej?-Powiedziała Elena, przytulając się do Damona.
Kiedy cała trójka wyszła. Udałam się rozpakować. Gdy wszystko leżało już na miejscu, zajrzałam do walizki i wyjęłam z niej ostatnią rzecz. Była to czarna koszulka Klausa. Od razu przypomniałam sobie
chwilę z nim spędzone. I muszę przyznać, że było bardzo miło.
Postanowiłam, że odniosę mu ją tak jak obiecałam. Wzięłam torebkę, kluczę i telefon. Zamknęłam drzwi i wsiadła do samochodu. W środku unosił się zapach pierwotnego. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ruszyła w drogę. Po piętnastu minutach byłam już na miejscu.
Wzięłam głęboki oddech i zapukałam do drzwi.
Chwilę później drzwi się otworzyły, a w nich stanął Kol.
-Znowu Ty!!-Krzyknął.
Patrzył na mnie wściekłym wzrokiem. Dobrze pamiętałam jak potraktował mnie ostatnio. Więc gdy tylko zbliżył się do mnie, napięłam wszystkie mięśnie. Byłam gotowa na cios.
-Zostaw ją Kol!-Usłyszałam szorstki głos Klausa.
Po chwili, pierwotny wampir stanął między mną a bratem.
-Jak wolisz braciszku.-Kol podniósł ręce w geście poddania się i zniknął.
-Witaj Caroline.-Klaus odwrócił się i powitał szerokim uśmiechem.-Co Cię sprowadza?
-Przyszłam oddać Ci koszulkę.
-Proszę wejdź do środka, może napijemy się czegoś?-Wampir odsunął się, wpuszczając mnie przodem.
Wchodząc do środka, zdałam sobie sprawę, że jestem w tym domu drugi raz. Lecz ten pierwszy nie należał do przyjemnych. Dom był wspaniały. Wysoki sufit, z pięknymi wiszącymi żyrandolami. Ściany w kolorze kakaowym, a piękne obrazy dodawały ich charakteru.. W oknach ciężkie, zielone zasłony z frędzlami u dołu. Na środku salonu stała czarna skórzana kanapa, dwa fotele i mały dębowy stolik, z dodatkową szklaną półką pod spodem. Kuchnia była połączona z jadalnią. Nic nadzwyczajnego, kilka szafek i lodówka. Tylko stół był cudowny, wielki, okrągły z rzeźbionymi nóżkami. Również ciemny i dębowy. Tak jak większość mebli w tym domu.
-Podoba Ci się?
-Tak. Jest ślicznie, trochę jak w muzeum.-Odpowiedziałam, wciąż rozglądając się.
-Może chcesz jeszcze zwiedzić górną część tego muzeum?-Zapytał, śmiejąc się.
-Nie dziękuję.
-W taki razie, czego się napijesz?
-Whisky.-Powiedziałam, siadając na kanapie.
-No, no, no, kto zaszczycił nas swoją obecnością?
Odwróciłam się i zobaczyłam Rebekah schodzącą po schodach.
-Niklaus nie mógł przestać opowiadać o Tobie.
Czułam jak palą mnie policzki. Musiałam być czerwona jak burak.
-A tak poza tym. Czy zabrałabyś mnie kiedyś na wieś? Uwielbiam jeździć konno. A Klaus mówił, że macie dużo pięknych koni.
-Rebekah!-Klaus warknął ma siostrę.
-No co?-Tylko zapytałam.
-Jasne. Jak będę jeszcze tam jechała to dam Ci znać.-Uśmiechnęłam się.
-Przepraszam za nią.
-Nic nie szkodzi. Cieszę się, że nie urwała mi głowy. Zasiedziałam się trochę, lepiej już pójdę.
Nie powiedziałam już nic tylko wyszłam. Tak naprawdę to nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Przecież jest postrachem wampirów i nie tylko. Dziwiło mnie to, że jest dla mnie taki miły. W dodatku nie mogłam się m skupić. On działał na mnie w jakiś dziwny sposób. To jest naprawdę dziwne. Gdy dotarłam do domu było już ciemno. W kuchni czekała na mnie mama z kolacją.
-Dobrze, że jesteś. Siadaj bo wystygnie.
Usiadła przy stole, zjadłam posiłek, po czym popiłam ją czerwono-krwistym napojem.
-Dziękuję.-Powiedziałam odstawiając naczynia do zmywarki.-Jadę jutro z Eleną na zakupy. Musimy kupić sukienki na bal.
Mama kiwnęła tylko głową na znak, że nie ma nic przeciwko. A ja udałam się do pokoju. Usiadłam na łóżku i co moje oczy ujrzały. Przepiękna, czerwona róża leżał na mojej poduszce.
Tym razem wiedziałam już kim jest osoba, która mi ją podarowała.
Przyznam szczerze , że nawet mi się to podobało. Może Damon ma jednak rację. Tylko czy to możliwe, by taki ktoś jak Klaus potrafił kochać. Dłuższy czas siedziałam i zastanawiałam się nad tym. Nie pamiętam kiedy odpłynęłam we śnie.